14 października 2012

|187| Sensazione di Proibito


Idziem, póki możem. Niech na salę wejdzie oskarżona Tatis.

§ Pierwsze wrażenie
A. Adres
Włoski. Coś na Blogspocie często takie widuję, hm, ciekawe. Coś jest zabronione, ale chyba jednak nie sensacja. A, Google podpowiada, że uczucie. Cóż, jakkolwiek włoski trudnym językiem nie jest, to chwała przeglądarkom i Bloggerowi, że zapamiętują blogi oraz ich adresy, bo nie każdy by spamiętał, w końcu pamięci do języków obcych nie trzeba posiadać.

B. Grafika
Prosto i czytelnie, a przy okazji mamy porządek, chociaż osobiście nie czuję się zachęcona do lektury. Jak na mój gust jest troszkę za pusto, widziałoby mi się jakieś oddzielenie tekstu od reszty bloga tłem czy ramką, a obrazek jest zwyczajnie nie w moim guście. Ale gusta gustami, podobać mi się nie musi, ma spełniać wymogi do wygodnego czytania, co też szata graficzna czyni.

§ Treść
A. Fabuła
Hmm, jak na tak krótki tekst, dzieje się zaskakująco dużo. I szybko. Jak na sześć niedługich rozdziałów dzieje się zdecydowanie za dużo. Zwłaszcza, że ma to być obyczajówka. Za bardzo się skupiasz na tym, aby ciągle coś się działo, a za mało na obyczajowości, za mało na postaciach i ich odczuciach, a przecież właśnie o to w tym gatunku chodzi. W efekcie wyszło również kilka dziur czasowych, które później jako tako zapełniasz cofaniem się w czasie, tj. zabiegami w stylu „Odkąd Lucy zaczęła pracę w pubie, sporo zdążyło się wydarzyć” (to nie był cytat z tekstu). Pewnie, nie każdą wzmiankę trzeba rozwijać, jednak wiele z nich z pewnością lepiej by się prezentowały jako usadowione na opowiadaniowej osi czasu sceny niż jako wspomnienia. Zwolnij, opisuj obszernie tak emocje i myśli bohaterów, jak i inne rzeczy (sugestie dalej), nie gnaj tak, trzymaj czytelnika w niepewności. Przykładowo, niech minie więcej czasu pomiędzy pierwszym spotkaniem między Amber i Lucy a wyznaniem tej pierwszej. Niech minie trochę czasu, zanim Czytelnik pozna Mandy i zanim ta wyruszy w podróż za karierą. Aby z wątków, które przedstawiłaś nam do tej pory, wyszła obyczajówka (a nie coś w rodzaju powieści akcji bez wybuchów), powinnaś zwolnić i bardziej dozować informacje, które podajesz, a także skupić się właśnie na postaciach, nie gnać naprzód niczym rączy jeleń.
Póki co, tylko jeden wątek wisi na zawiasach i nie wygląda logicznie, mianowicie wspomniany już wyjazd Mandy do Coral City. Dziewczyna nie może podjąć studiów, jeśli nie ukończyła liceum. A liceum jest obowiązkowe, więc uczęszczać musi, skoro w licealnym wieku jest. (Alternatywnie może się uczyć w domu, ale wiedzę z zakresu licealnego musi posiadać). Okej, Lucy może i załatwiła dziewczynie dach nad głową, ale od przenosin ze szkoły do szkoły są rodzice lub opiekunowie. Zaś z własnego doświadczenia wiem, że szukanie szkół tuż przed lub w trakcie roku akademickiego jest nie tylko czasochłonne, ale i trudne, szkoły są często przepełnione i trzeba próbować w tych coraz dalszych i dalszych. Nie zapominajmy także, że studia w Stanach są drogie, więc jeśli Mandy nie załapie się na dobre stypendium, to nici z nauki o zawodzie, chyba że jakaś krawcowa ją przyjmie na staż i zechce uczyć. A o stypendia też wszyscy starają się przez szkoły licealne, bo tak najłatwiej. Na razie wszystko się dopiero zaczęło, więc jeszcze masz dość czasu, by wątek naprawić i uczynić go wiarygodnym, lecz nie odkładaj go na później.
Gryzie mnie także kwestia tego, że ojciec Lucy wysłał ją do małego miasteczka w ramach kary, ale nie było ani słowa o jakimkolwiek odcinaniu dziewczyny od kieszonkowego. Warto byłoby wspomnieć, czy nadal wysyłał córce jakieś pieniądze na konto, że się nie przejmowała codziennym niemal kupowaniem trunków w miejscowym pubie i że nie wszczęła żadnej awantury, jakoby właśnie rujnowano jej życie, czy może dziewczyna zwyczajnie liczyła, że „coś się wymyśli”. Tu tylko trochę zgrzyta, niemniej jednak napomknąć o sprawie przynajmniej raz byłoby warto.
Na minus zapisuję jednak panujący w budowie tekstu chaos. Zacznę może od mieszanej narracji. Gdyby miała jakiś konkretny cel, może i przymknęłabym na nią oko, ale w obecnej formie nie widzę jakiegokolwiek celu poza Twoim widzimisię. Tym bardziej iż niektóre z fragmentów pierwszoosobowych przekazują praktycznie to samo lub nawet dokładnie to samo, co powiedziałaś już wcześniej. Zastanów się bardzo dokładnie, co jest Twoim priorytetem: czy chcesz się zagłębiać w psychikę poszczególnych postaci, jednej, góra dwóch, ale bez możliwości skakania z przysłowiowego kwiatka na kwiatek (wtedy pisz w pierwszej osobie), czy może jednak wolisz mieć możliwość zmieniania perspektywy i przeskakiwania między wszystkimi wątkami, a w postać zagłębiać się bardziej pośrednio (wtedy pisz w, w obecnej formie i tak przeważającej, narracji trzecioosobowej). W ten sposób unikniesz chaosu, że raz dzieje się coś, zaraz potem coś innego, raz mówi któraś z bohaterek, po czym wracamy do obiektywnego narratora… A i tak, przyjrzawszy się owym fragmentom pierwszoosobowym nieco krytyczniej, wyglądają, jakby bardziej służyły Ci do przedstawiania wydarzeń, które pominęłaś, niż do kreowania postaci pod kątem psychologicznym, co stawia ich obecność w tekście pod znakiem zapytania.
Denerwują mnie również te wszystkie pseudo subtytuły określające, gdzie dzieje się akcja następnego fragmentu czy czyj jest pojawiający się właśnie fragment pamiętnikowy. W moich oczach sprowadzasz tym Czytelnika do poziomu wioskowego głupka, który bez podobnej wskazówki nie pojmie, że taki np. Jared jest w Coral City albo że skoro pada imię Amber, a narracja jest pierwszoosobowa, to musi mówić Lucy. Zwykłe trzy gwiazdki lub pominięcie jednego wersu wystarczy, aby wskazać, że właśnie przenosimy się do któregoś z innych wątków i/lub postaci.
Tyle tylko mogę powiedzieć o fabule. Tekstu jest, póki co, niewiele, ale wewnątrz dzieje się aż za dużo, a z pewnością za szybko, aby wyglądało wiarygodnie czy aby było obyczajówką. Jednak jeśli przymknąć na to oko, to widać, iż dość typowej historii dodajesz ciekawych smaczków, które sprawiają, że całość wydaje się mniej banalna i aż chce się wiedzieć, co będzie dalej. I pomimo tempa akcji widać, że nie piszesz na żywioł, tylko trzymasz się jakiegoś planu, gdyż konsekwentnie ciągniesz wprowadzone już wątki i działania przedstawione w jednym fragmencie poprzedzone są logicznymi wcześniej. Opowiadanie, przynajmniej póki co, nie cierpi także na nadmiar wątków, jest ich dość, aby o każdym pamiętać i się nie gubić, chociaż jeśli nie zwolnisz i wprowadzisz do tekstu coś jeszcze, równowaga na pewno się zachwieje, a kto wie czy i nie sypnie. Jak powiedziałam, zwolnij i nie bój się rozpisać na któryś z tematów, tekst może wyłącznie zyskać. Cała reszta jest ciekawa i wiarygodnie przedstawiona, a przy okazji też ładnie napisana, o czym później.

B. Dialogi i opisy
Dialogom przyjrzyj się przede wszystkim od strony technicznej: kiedy stawiamy kropki a kiedy nie, kiedy i co piszemy wielką lub małą literą. Na ten temat znajdują się dwa naprawdę dobre poradniki na podstronie „Pomoc”, one wszystko wyjaśnią o wiele zgrabniej i konkretniej ode mnie. Jednak samym dialogom zarzucić nie mam za bardzo co. No dobrze, czasem któreś zgrzytały, ale wydaje mi się, że jest to po części rezultatem niedbalstwa przy sprawdzaniu tekstów. Daj rozdziałom odleżeć, zapomnij o nich, a jak już do nich wrócisz, sama zobaczysz, które wypowiedzi brzmią naturalnie i zgodnie z postaciami, jakie kreujesz, a które trzeba by nieco poprawić.
Z kolei przy opisach zarzucić mogę chyba tylko ich niedobór. Za bardzo się skupiasz na opisywaniu tego, co się dzieje, a za mało na innych rzeczach: na emocjach i wyglądzie bohaterów, na miejscach, na panującej dookoła atmosferze, na drobiazgach, a nie tylko na ogóle. Jednak przede wszystkim na tych dwóch pierwszych. Masz ładny styl i to, co dotychczas opisałaś, przedstawiłaś w sposób wystarczająco obrazowy, bym nie miała problemów z wyobrażeniem sobie owych rzeczy, więc nie wahaj się opisywać więcej. Oczywiście, bez popadania w przesadę, ale o tym, mam nadzieję, wiesz – a jak dodasz odpowiednio dużo w różnych miejscach, sama zobaczysz, jak wiele zyska Twój tekst.

C. Styl
Pomijając wspomnianą już narrację, która nie potrafi się zdecydować, jest dobrze. Gdyby nie błędy, byłoby bardzo dobrze. Czytało mi się lekko i bez zgrzytów, niekiedy nawet z przyjemnością. Zdarzały Ci się naprawdę ładne momenty, świetnie dobrane zwroty czy określenia, które oddawały wszystko, co powinno zostać oddane. A co, skoro chwalę, to pokażę, co konkretnie mnie ujęło. Hmm, o, na przykład to zdanko w rozdziale drugim: „Do perfekcyjnie równej warstwy bruku przytulały się z obu stron wąskie chodniki”. Nie tylko ładnie brzmi, ale i dodaje do sielankowości Milano Springs na przestrzeni tylko dwunastu słów. Albo początek rozdziału czwartego: „Lucy z zaskoczeniem odkryła, że obudziły ją promienie słońca, a nie pulsujący ból głowy, czy potrzeba rozmowy z muszlą klozetową”. Jasno i na temat, a przy okazji podkreślasz kontrast między życiem Lucy w Coral City a tym w Milano Springs. Podoba mi się.
Tak naprawdę, trudno mi powiedzieć coś złego o Twoim stylu. Ten w narracji trzecioosobowej przemawia do mnie nieco bardziej od pierwszoosobowej, aczkolwiek jest to niewielka różnica, po prostu u narratora trzecioosobowego ładniej widać tę staranność w dodawaniu drobiazgów, pojedynczych słów tu czy tam, które dodają do kreacji postaci, na której się w danym momencie skupia. Oprócz dalszego pisania, jedyne co możesz na korzyść stylu zrobić, to przyłożyć się do oczyszczenia go z błędów językowych. Bo chociaż nie powala, jest ładna, lekko się czyta i zaczynam widzieć pewne znamiona indywidualizmu w Twoim stylu, więc po co to psuć brzydkimi błędami?

D. Kreacja świata
Za mało, za mało. Milano Springs i miejsca tam występujące doczekało się paru opisików, więc jeszcze jestem w stanie je sobie jakoś wyobrazić, chociaż w mojej głowie i tak widnieje dość standardowy obrazek małego miasteczka. Ale cała reszta sprowadza się do słów kluczy: Coral City, willa, bar, dom. Miejsce miejscu nierówne, a bohaterowie, póki co, chodzą sobie po bezbarwnej i bezkształtnej przestrzeni, jeśli nie znajdują się w Milano Springs. Opisz i miejsca, i atmosferę w nich panującą, wspominaj lub dawaj do zrozumienia, jak dane otoczenie wpływało na konkretne postaci (wiemy, że Lucy się w Milano Springs nudzi, a Amber w barze czuje się nieswojo, więcej właśnie takich drobiazgów o różnych miejscach i różnych postaciach).
Inną sprawą jest to, że Twoja Ameryka niekiedy staje się, cóż, mało amerykańska, za to bardzo polska. Przez większość czasu czuć klimat niczym rodem z amerykańskiego filmu, ładnie wkomponowałaś w tekst stereotypy (miasto vs. mała miejscowość, popularni vs. niepopularni itp.), ale sporadyczne wstawki, które same w sobie nie wpływają ani na fabułę, ani na bohaterów, sprawiają, że na owej amerykańskości tracisz i burzysz sobie efekt. Przykłady:
* „Wskazałam dłonią na obdrapany PKS.” – w Stanach nie ma PKS-u, co za problem napisać „autokar”? (r.1)
* „Tak tak, świeże bułeczki, masełko, najlepsze w kraju wędliny i pomidory z mojego ogródka.” – hmm, bardzo polskie śniadanie jak na Amerykę. Gdzie jajka sadzone na bekonie? Gdzie tosty? Gdzie naleśniki z syropem klonowym i gofry? Gdzie sok pomarańczowy? (r.2)
* „Chórek Robin Hood’a wyskoczy zza krzaków i zacznie śpiewać »Jesteś szalona«?” – zbyt polskie odniesienie z tym „Jesteś szalona”. A przy okazji, Robin Hooda odmieniamy bez apostrofu. (r.4)
* „Wcisnął kod do bramy i krocząc żwirową alejką znikł w drzwiach willi przy Orenn Street 321.” – nie ma żadnej Orenn Street, a przynajmniej nie na mapach Google’a, które raczej znane są z dokładności. W dzisiejszych czasach, kiedy wszystko można wyszukać i sprawdzić, wymyślanie, kiedy nie ma po temu potrzeby, jest zwykłym lenistwem. To samo można powiedzieć o Milano Springs – równie dobrze mogłaś wynaleźć na mapie jakąś małą miejscowość w odpowiedniej od Coral City odległości i to tam osadzić akcję, no i zobaczyłabyś sobie też, jak tam wygląda. A przy okazji, o ile mnie pamięć nie myli, w Stanach numer domu podaje się przed nazwą ulicy. (r.4)
* „1.Przed każdą randką jedz grochówkę, ewentualnie fasolkę po bretońsku, a potem… nie krepuj się.” – bardzo polskie potrawy, których w Stanach uraczysz tylko wśród Polaków. Czy Lucy nie może zasugerować jedzenia np. burrito czy ogólnie meksykańskiej kuchni, która znana jest z podobnych efektów? (r.6)
Więcej uwag w kwestii kreacji świata nie mam, aczkolwiek mocno sugeruję, żebyś poświęciła tej sprawie sporą część swojej uwagi. Szkoda, kiedy dobre opowiadanie traci na uroku, bo postaci chodzą po białej kartce zamiast konkretnych miejscach, które Czytelnik może sobie przy pomocy Twoich opisów wyobrazić.

§ Bohaterowie
Tutaj również zasługujesz na pochwałę. Jakkolwiek nie są powalający ani wielce głębocy, opisy ich wyglądu pozostawiają sporo do życzenia, bo sprowadzasz to do kolorowania, bohaterowie z pewnością są wiarygodnie przedstawieni. W większości, że tak powiem, naturalnie stereotypowi. Innymi słowy: wpisują się w jakiś amerykański stereotyp (popularna imprezowiczka, cicha dziewczyna z sąsiedztwa, psychopatyczny facet, starsza pani [starsze panie?] wyjęta z lat 50-tych XX wieku), ale cechy stereotypowe nie wyglądają na przerysowane i postaci przedstawiają się wiarygodnie, ponieważ konsekwentnie trzymasz się tego, aby nie zbaczać z wyznaczonego dla nich kursu. I chociaż nie wszyscy z bohaterów przypadli mi do gustu – Lucy jest, jak dla mnie, zbytnią manipulatorką, egoistką i egocentryczką, przynajmniej póki co, a od takich Jaredów trzymam się na kilometr – nadal uważam, że zostali wykreowani dobrze.
Tylko dwa razy kreacja postaci zgrzytnęła. Pierwszy raz był w przypadku Amber i miał miejsce w rozdziale czwartym. Jej wybuch podczas ogniska był nieco zbyt nagły z punktu widzenia kogoś, kto przeczytał cały tekst za jednym zamachem. Żeby nie było, kupuję wyjaśnienie, dlaczego akurat wtedy i co się w niej takiego nagromadziło, jednak ponieważ akcja Twojego opowiadania idzie naprzód równie szybko, to i ta drobna przemiana wrażliwej, cichutkiej dotąd Amber wygląda na zbyt przyspieszoną, niezbyt wiarygodną pod kątem czasowym. Zwolnij z tekstem, daj się rozwijać tak samej postaci Amber, jak i jej znajomości z Lucy, pokaż, że przebywanie z kimś przebojowym udzieliło się Amber na tyle, aby rzeczywiście wygarnęła byłej przyjaciółce prawdę prosto w oczy. Wtedy uwierzę w stu procentach.
Drugi zgrzyt jest już mniejszy. W rozdziale piątym, kiedy ciotka Susan przychodzi do Jacka, aby go opieprzyć za danie Lucy pracy, aż za szybko zmienia ton po usłyszeniu, że Mandy wyjechała do miasta – od opieprzania przechodzi do „Och, Jack. Tak mi przykro”. Może i byłoby to realne, gdybyś kreowała ją na bardziej szaloną i nieprzewidywalną, ale w obecnej sytuacji, kiedy ciotka Susan jest raczej zwykłą małomiasteczkową konserwatywną gospodynią, równie szybko mijające wzburzenie wygląda przynajmniej dziwnie. Niech może złagodnieje trochę, ale nadal chociaż udaje oburzoną albo może niech wpierw się zdziwi lub nawet powie, aby Jack nie zmieniał tematu. Możliwości jest wiele, a chodzi o zwykłe przedłużenie dialogu o wypowiedź lub dwie, żeby owe współczucie nie wyglądało jak magik wyciągający królika z kapelusza podczas lekcji chemii.
Hmm, to już nie jest tak do końca zgrzytem, raczej sugestią, niemniej jednak podam do wiadomości. We fragmentach narracji pierwszoosobowej Lucy często używasz dość dojrzałych, niekiedy lekko archaicznych słów jak np. „bowiem”. Gdyby to padało we fragmencie Amber, nie zwróciłabym uwagi, gdyż ją przedstawiasz jako dziewczynę z nosem w książkach, a także wrażliwą artystkę, jak to ujęłaś, kogoś, kto zdaje się starannie dobierać słowa. Ale u Lucy, która jest przeciwieństwem Amber – bardziej żywiołowa i otwarta, bardziej wybuchowa, woląca imprezy od książek – brzmi to nie na miejscu, jakbyś na siłę próbowała sprawić, aby pierwszoosobowa narracja Lucy była równie ładna, tracąc przy tym nieco naturalności. Zastanów się nad sprawą, jak już będziesz myślała o tym, przy której narracji pozostać.
Ale, jak wspomniałam, powyższe to drobne uwagi, kreacja postaci nie pozostawia wiele do zarzutu,  może poza wyglądem, który za bardzo skupia się na kolorach, a za mało na konkretach. Niemniej jednak możesz być z siebie zadowolona.

§ Poprawność
A. Językowa
W tej kwestii z tekstu wyziera zwykłe niedbalstwo. I być może trochę niewiedzy, jednak niedbalstwo przeważa i przeraża.
Tak naprawdę mogłabym podsumować wszystko słowami „pełen pakiet najczęściej powielanych błędów”. Literówki, pozjadane spacje, mieszanie czasu przeszłego z teraźniejszym, przecinki (szczególnie w zestawieniu z imiesłowami, ale nie tylko), odmiana zagranicznych imion, niekiedy deklinacja ogólnie (wygląda jakbyś przy wprowadzani zmian w zdaniu zapomniała poprawić resztę), techniczna strona dialogów, pisownia partykuły „nie” oraz przyrostka „by” z częściami mowy, pisownia liter cyframi zamiast słownie, drobne powtórzenia, całkiem sporo dookreślania (zwłaszcza podmiotu i osób, acz dookreślenia nie panoszą się aż tak koszmarnie, jak to potrafi na blogach bywać), mieszanie pisowni „tę” i „tą”, sporadycznie także pisanie słów typu „cię” wielką literą w dialogach, a nawet błędy ortograficzne (!), które wypiszę pod koniec tego punktu. Tak, to wszystko widnieje na przestrzeni ledwie szesnastu tysięcy słów. Nie bądź niechlujnym literacko leniem, tylko rusz zad i popraw przynajmniej te najbrzydsze z błędów.
Ach, no i podstawowe pytanie: gdzie są akapity? I nie mówię tylko o braku wcięć akapitowy, mówię także o tych wielkich, nieprzerwanych kawałach tekstu, zwłaszcza na początku, w których akapity powinny być, a ich nie ma. Jak pewnie uczyła Cię szkoła, akapity rozpoczynają nową myśl, a tekst staje się dzięki temu nie tylko bardziej przejrzysty, ale także bardziej logiczny. Zresztą, nie racz nie wymówkami, po prostu je wstaw.
A teraz obiecane wypisywanie. Dodam też parę innych błędów, które przy lekturze wynalazłam, acz tylko dwa:
* „[...] potem już nigdy nie siedziała w ławce z nikim, a Mandy poprostu przestała ją widzieć.” – Mandy oślepła? Przykre. A, miałaś na myśli, że przestała Amber zauważać lub się z nią widywać? To czemu tak nie napiszesz? A przy okazji, zjadłaś spację w wyrażeniu po prostu. (r.1)
* „Sam i Dana wysłali córki nad może.” (r.2)
* „Pocieszając się takimi myślami weszła do jadalni i zrzęda jej mina.” – zrzedła, jeśli już. (r.4)
* „Jared uśmiechnął się i wyglądał prawie uroczo, gdyby nie czająca się w jego oczach chora rządza.” (r.5)

B. Logika
Tylko trzy, więc jest naprawdę dobrze.
* „Pomachała znajomemu barmanowi na pożegnanie i [...]” – jak zakładam, nie masz na myśli znajomego, który z zawodu był barmanem i akurat też się znalazł w tej kawiarni o tamtej porze. A barmani pracują w barach, nie kawiarniach. (r.2)
* Jeśli koło gospodyń wiejskich jest w małym miasteczku, to chyba przestaje być kołem gospodyń wiejskich, nieprawdaż? Czy miejscowe panie nie mogą być, na przykład, w kółku różańcowym albo jakimś „zwyczajnym” kole gospodyń, koniecznie muszą być wiejskie, mimo iż na wsi nie mieszkają?
* „Dość dziewczęta.” – raczej panie, nie dziewczęta, jeśli sugerujesz średnią wieku czterdziestu czy pięćdziesięciu lat. (r.4)

§ Oryginalność
Jako całość raczej nie, schemat „rozpuszczona miejska panna zostaje wysłana na wieś/do małego miasteczka i co z tego słonko widziało” jest nam wszystkim chyba dobrze znany. Ale, jak wspomniałam podczas omawiania fabuły, dodajesz smaczków, które czynią tekst nieco mniej banalnym, jak odmienność Amber czy wspomniana na początku krew na pościeli oraz Jared. Nadal nie w stu procentach oryginalnie, ale tekst pozostaje po lekturze w pamięci na dłużej.

§ Inne
Nie widzę żadnego celu ani sensu w tym, aby tytuł (a zarazem adres) był w jednym języku, tytuły rozdziałów w drugim, a tekst – w trzecim. Jeszcze te rozdziały mogłabym zrozumieć, w końcu odnoszą się do miejsca akcji, chociaż według mnie równie dobrze mogłyby być po polsku, a nawet można by je pominąć. Ale co do tego wszystkiego ma włoski? Oprócz autorki, ma się rozumieć?
Przy okazji, w spisie treści masz błąd w tytule rozdziału trzeciego: napisałaś „see” zamiast „seen”.
Nie widzę także sensu w posiadaniu zakładki „Prolog” w górnym menu, skoro link do wspomnianego znajduje się w spisie treści. Po co Ci oba?

§ Podsumowanie
Niniejszym skazuję Twoje opowiadanie na PRACE SPOŁECZNE.
Droga Tatis, pomimo iż niedbalstwo w kwestii poprawności językowej jest niezwykle irytujące, a akcja toczy się trochę zbyt szybko, jest naprawdę dobrze. Niestety, tekstu jest, póki co, zbyt mało, bym mogła wydać łagodniejszy wyrok, chociaż chętnie bym to zrobiła. Widzę, że masz potencjał oraz umiejętności – pisz dalej i rozwijaj się. Tak naprawdę, oprócz tych konkretnych uwag, które już wymieniłam wyżej, nic bardziej ogólnego nie jestem w stanie Ci powiedzieć. Po prostu pisz dalej. I może przyłóż się bardziej do tego, aby sprawdzać to, co publikujesz. Poproś o pomoc jakąś betę, jeśli nie czujesz się na siłach, by robić wszystko samej, ale, doprawdy, nie wrzucaj odcinków, z których tak wyraźnie wyziera niedbalstwo, bo to zwyczajny brak szacunku do Czytelnika.
Następnej oceny spodziewajcie się dopiero na rocznicę. Pozdrawiam wszystkich serdecznie,


Chiyo

2 komentarze:

  1. Serdecznie dziękuje za ocenę - nie spodziewałam się jej tak szybko.
    Teraz się do niej ładnie ustosunkuję. Zacznijmy od tego, że moja znajomość geografii jest BARDZO ograniczona i nawet nie wiedziałam, że w świecie realnym istnieje miasto Coral City. Obie nazwy były przeze mnie wymyślone (przynajmniej tak myślałam) i wcale nie miałam zamiaru umieszczać ich w Stanach (dlatego też nie mogłaś nigdzie znaleźć Oren Street)- choć nazwy faktycznie mogą na to wskazywać. Myślę, że przydałoby się takie wyjaśnienie jako nota od autora.
    Co do akcji - faktycznie ostatnimi czasy zbyt ją przyspieszyłam, a zbyt mało uwagi poświęciłam kreacji bohaterów i świata przedstawionego.
    Wyodrębnienie w tekście nazw miast, w których rozgrywa się akcja miało na celu uporządkowanie i ułatwienie czytelnikom przeskakiwanie między jednym, a drugim. Może nie był to do końca najlepszy pomysł, pomyślę o zmianie. Amber i Lucy to dwie główne bohaterki i chciałam popracować nad ich kreacją mocniej niż nad innymi - stąd też narracja pierwszoosobowa w ich przypadku.
    Jeśli chodzi o Mandy, to ona i jej rówieśnicy (Amber, Josh, Savannah)skończyli liceum, więc na studia mogła wyruszyć. Na pewno nie będzie jej łatwo w Coral City i specjalnie wysłałam ją w świat - nigdy nie twierdziłam, że będzie miała tam życie usłane różami.
    Z tymi językami faktycznie przegięłam i nawet mam zamiar pozmieniać język tytułów na polski, ale póki jestem w kolejkach kilku ocenialni - zmieniać nic nie będę.
    "Dość dziewczęta" to dla mnie kwestia sporna. Celowo użyłam tego zwrotu, aby dać czytelnikowi do zrozumienia, że panie z koła "utkwiły" w latach pięćdziesiątych.
    Nie wiem jak mogłam napisać "morze" przez "ż", nie mam pojęcia co za demon mnie opętał w tamtej chwili, ale muszę się wyegzorcyzmować i to natychmiast. Nie wiem, gdzie jest błąd w cieście porzeczkowym (pomijając to "wcalenie"), wydaje mi się, że zapis jest poprawny i nie ma tam błędu (ta jedna rzecz i tak nie ma wpływu na ocenę, jednak musiałam o tym wspomnieć).
    Twoja ocena jest bardzo pomocna i zastosuję się do większości Twoich wskazówek - zacznę od błędów, bo to dla mnie najgorsze przewinienie. Jeszcze raz dziękuje za czas, jaki poświęciłaś na ocenienie mojego bloga i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Coral City istnieje, chociaż nie jest metropolią tylko administracyjną częścią miasteczka Pigeon w stanie Wisconsin. Rozumiem chęć osadzenia akcji w miejscu nieistniejącym, miałam podejrzenia po sprawdzeniu, że nie istnieje żadne Milano Springs, ale w takim wypadku wypada o tym wtrącić słówko gdzieś na boku, na jakiejś podstronie. Właśnie na wypadek, gdybyśmy jednak z wymyślonymi nazwami trafili.
      Uwierz mi, bez tego wszyscy i tak zrozumieją, co się dzieje i gdzie są. A jeśli koniecznie zależy Ci na tym, aby mieszaną narrację zachować, to wtrąć ją w tekst trochę zgrabniej, na przykład słowami "Z pamiętnika X". Wtedy niektóre fragmenty trzeba by przeredagować (bodajże we fragmencie Lucy, w którym opisywała swój dzień pracy, gramatycznie wychodziły z tego nie wspomnienia, ale opisywanie zdarzeń w czasie rzeczywistym), a także w ogóle zastanowić się nad tym, co dokładnie w tych fragmentach zamieszczasz. Przykładowo, pierwszoosobowe fragmenty Amber i Lucy z ich pierwszego spotkania nie różnią się od siebie praktycznie niczym. W obu stawiasz nacisk na to, aby przedstawić zdarzenie w barze, ale rozróżnienie psychologiczne (tj. wszelkie opisy emocji czy prywatnych myśli) są znikome i równie dobrze mogłabyś zamienić te dwa fragmenty na jeden napisany w trzeciej osobie. Nad takimi sprawami się zastanów i popracuj.
      W takim razie też wypadałoby zaznaczyć w tekście wyraźniej, że już są po liceum. Chociaż w takim wypadku, jeśli Mandy aż tak bardzo ciągnęło w świat, czemu nie postarała się o jakieś stypendium jeszcze w czasach liceum, kiedy jest czas na wysyłanie aplikacji na uniwersytety? Nie ma to dla mnie zbyt wiele sensu, bo załatwić sobie stypendium w Stanach na własną rękę jest cholernie trudne, jeśli w ogóle możliwe (nigdy nie słyszałam, aby ktokolwiek coś takiego robił, zazwyczaj do wyboru jest albo staranie się o stypendium, będąc jeszcze w liceum, albo pożyczka/opłacanie wszystkiego z własnej kieszeni [opcja dla bogatych], albo zrezygnowanie ze studiów). Tak czy inaczej, ten wątek trzeba dopracować, jeśli nie ma budzić wątpliwości.
      A... Dobra, nie będę się usprawiedliwiać, walnęłam niezłą gafę, przepraszam. xD
      Nie ma sprawy, cieszę się, że ocena okazała się przydatna i życzę powodzenia w dalszym pisaniu,

      Usuń