Nie
wiem sama, czy to jakiś ocenowy power, czy może kontrast pomiędzy ocenianymi
blogami (dłuższa całość wcześniej, zbiór krótkich opowiadanek teraz). Efekt
pozostaje taki, iż zapraszam na salę lumaris.
§ Pierwsze wrażenie
A. Adres
Chyba łacina. Adres nie mówi mi absolutnie nic,
Translator Google tłumaczenia nie znalazł, zatem gdyby nie fakt, iż czytałam
zgłoszenie, nie miałabym najbledszego pojęcia, czego się spodziewać. Pewnie
obstawiałabym za jakimś blogiem prywatnym, ale wtedy nie wylądowałby w mojej
kolejce. Tak czy inaczej, gdybym ów adres zobaczyła bez jakichkolwiek
wskazówek, nie wiem sama, czy bym zajrzała. Trudno także powiedzieć, jakoby był
najłatwieszy do zapamiętania, chyba przez to podwójne „u”, a i posiadanie
pamięci do obcojęzycznych nazw nie jest obowiązkiem. W związku z tym, a także
wiedząc, iż to wyłącznie adres, nie tytuł całości stricte de facto (co najwyżej jej odzwierciedlenie), nie przechylam
się ani na plus, ani na minus.
B. Grafika
Zielono-biała kolorystyka jest zdecydowanie śliczna i
wiosenna. W dodatku zielony to mój ulubiony kolor (acz preferuję inne odcienie),
to tym przychylniej patrzę. Zresztą, cała kompozycja jest na tyle skromna, ale
urodziwa, że blog tchnie spokojem i zwyczajnie zachęca do lektury. Wieża
Eiffela po prawej stronie urozmaica szatę, zapewniając jakiś punkt, na którym można
zawiesić oko, ale nie rozprasza w trakcie lektury, co jest ważne. Jedynie
czcionka, którą zapisywane są tytuły postów nie współgra mi z resztą szablonu.
O wiele lepiej sprawdziłaby się ta, która zostałą użyta w nagłówku. Obecna
wygląda na niedopasowaną, sprawia wrażenie odrobiny chaosu (przez to iż litery
nie są równe) na tle tego spokoju. Aczkolwiek: gusta i guściki. Oprócz tego
jednego nie mam się do czego przyczepić, jest przejrzyście i czytelnie, cała
reszta mi się podoba. Z chęcią zabieram się z treść.
§ Treść
Dużo już minęło czasu, odkąd oceniałam zbiór opowiadań, całe
lata. Rzadko się takie blogi do mnie zgłaszają, ot.
Pewnie Cię nie zdziwi zbytnio, jeśli, jak wielu innych oceniających
w podobnych sytuacjach, wypowiem się na temat każdego tekstu osobno (z
uwzględnieniem punktów: fabuła, dialogi i opisy, kreacja świata oraz
bohaterowie – styl ocenię osobno), miast próbować bawić się w zbytnie ogóły,
czyż nie?
Zacznę może od tektów, które wymieniłaś w pierwotnym
zgłoszeniu, acz w kolejności przypadkowej.
I. Po prostu trwać i…
Nie ukrywam, że rozpocząwszy lekturę, nie wiedziałam, co
myśleć. Na sam początek trafił mi się bardzo opisowy tekst, ale jednocześnie
czuć w nim, iż nie jest pisany dla stylu, że jego celem nie było wprawienie
mnie w osłupienie z powodu piękna opisów. Dopiero doszedłszy do końca,
Czytelnik rozumie, że cała ta opisowa otoczka była jedynie próbą oszukania
czujności, zmyleniem tropu, aby zakończenie wywołało mocniejszy efekt. Nie
nazwałabym tego zakończeniem zwalającym z nóg ani szokującym – zaskakuje,
owszem, ale nie do momentu, w którym powiedziałabym, że podobnego rozwiązania
nie spodziewałabym się za żadne skarby w życiu. Rozumiesz, co mam na myśli?
Podoba mi się kompozycja klamrowa, chyba tym bardziej iż jej dodatkową ozdobą
jest dość kobiecy motyw pakowania i wypakowywania torby w kwiatki. Uroku dodaje
także pewnego rodzaju pamiętnikowość tekstu, aczkolwiek tu trudno wywnioskować,
na ile było to efekt zamierzony, a na ile skutek uboczny narracji
pierwszoosobowej.
Na tak niewielkiej przestrzeni, ponad tysiąc dwieście
słów to w końcu nie huk, trudno mówić o jakimkolwiek rozwoju postaci.
Narratorka nie zdradza zbyt wiele o sobie, bardziej skupia się na mężczyźnie,
jednak nadal wiemy o nim stosunkowo niewiele. W obecnej formie dodaje to nutki
tajemnicy, zaś na tle wspomnianej wcześniej otoczki pozornie sielankowych i
spokojnych opisów jest jedyną sugestią, że „sielanka” jednak nie będzie słowem,
którym ten tekst określimy.
Dialogów jest ledwie garstka, co w połączeniu ze
śladowymi informacjami o postaciach, jakie otrzymujemy, powoduje, iż nie są one
ani sztuczne, ani fantastyczne. Są, nie gryzą, popychają nieco wydarzenia do
przodu. Jedyne, do czego się przyczepię, to napisanie „ciebie” wielką literą w
pierwszej pojawiającej się wypowiedzi.
Cóż mam powiedzieć o całości? Jest w znacznej mierze
poprawnie, aczkolwiek widzę miejsce na poprawki i uczynienie całości jeszcze
lepszej pod kątem stylistycznym. Czytało mi się miło, ale bez rewelacji czy też
mocniejszych uczuć. Jest dobrze, może być lepiej, a emocje przy lekturze są
sprawą bardzo subiektywną.
II. Błyska
Odczucia bardzo podobne do tych przy poprzednim tekście:
jest poprawnie, jest miło, ale bez rewelacji. Jednak tak jak wcześniej nie
gryzło, tak tutaj rozczarowuje. „Błyska” zmierza do zupełnie innego
zakończenia, bardziej dramatycznego, gdzie potrzeba trochę napięcia. Patrząc na
całość, zaczęłaś dobrze, ponownie zwodząc Czytelnika w błędne poczucie
bezpieczeństwa. To później nastąpiło przyspieszenie, które zrujnowało klimat i
sprawiło, że zakończenie przeszło bez echa i nie wywołuje emocji, które wywołać
powinno: szok i chociaż odrobinę smutku. Nie bój się przedłużania, bo nie
musisz od razu robić z tego powieści, możesz zachować tekst krótkim, ale
dodanie przynajmniej paru akapitów pomoże zbudować napięcie i sprawić, że
Czytelnik losami opisywanej bohaterki się przejmie. Tym bardziej że piszesz tutaj
w czasie przeraźniejszym, który na niewielkiej przestrzeni stanowi bardzo
zgrabne narzędzie do tworzenia dynamizmu oraz napięcia – pociągnięcie tego o
krok dalej nie tylko się przysłuży napięciu, ale także nie zaburzy równowagi i
nie sprawi, że czas teraźniejszy zacznie irytować czy wyglądać nie na miejscu.
Znowu występuje narracja pierwszoosobowa, w której
narrator bardziej się skupia na towarzyszącej mu osobie i w efekcie wiemy o nim
tylko tyle, że jest zakochanym mężczyzną. Jednak gdyby nie kilka słów w
odpowiedniej osobie, to narrator równie dobrze mógłby być kobietą lub też osobą
która nie utożsamia się z jakąkolwiek płcią. Narracja nie musi być stereotypowo
męska, ale zedytowanie czegoś tu i tam na pewno dodałoby odpowiedniej ilości
smaczków (a być może także i ciut charakteru samemu narratorowi, wykreowałoby
go odrobinę?). A i po dopisaniu paru akapitów w celu stworzenia napięcia
miałabyś świetną okazję, aby za jednym zamachem pokazać także narratora: kiedy
się niepokoi, co się dzieje z jego kochaniem, kiedy drzwi pozostają zamknięte i
się nie otwierają i tak dalej. Jego zachowania dobitniej poświadczą o
charakterze, a diabeł tkwi w szczegółach, jak np. przeczesanie włosów lub
zagryzienie wargi. Sama najlepiej wiesz, co ten facet robi, kiedy się niepokoi
i denerwuje.
I podobnie jak w poprzednim tekście, dialogów jest
niewiele (aczkolwiek nieco więcej) i znowu czepiam się pisania „cię” i „ciebie”
wielką literą. Za pierwszym razem uznałam to za przeoczenie, ale teraz, widząc
konsekwencję w tym działaniu, zaczynam podejrzewać niewiedzę. A że to rzecz niemal
typowa u wielu blogerów, założyłam, iż jako nie tylko osoba pisząca, ale także
oceniająca wiesz, iż w prozie jest to błąd, jeśli nie odnosi się do Boga czy
osób obdarzanych szacunkiem. Jeśli wychwycę to samo w kolejnych tekstach, nie
będę już wypisywać, dwa dobitne razy powinny Ci wystarczyć, aby zapamiętać i
samej przejrzeć wszystkie pozostałe teksty. I przy okazji, liczby zapisujemy w
prozie słownie, nie cyframi, unikamy również skrótów (napisanie „hektopaskale”
zamiast „hPa” nie pożre całego wolnego czasu jak masz).
Jedyne, co przy ocenie tego tekstu będzie się różnić, to
elementy muzyczne. Na początku „Błyska” niemal co chwila zarzucasz nazwiskiem
wykonawcy, tytułem piosenki lub nawet jej fragmentem. Jedno czy dwa podobne
napomknięcia dodają klimatu, pokazują postaci z punktu widzenia ich gustów
muzycznych – ale przegnij z proporcjami, a sprawiasz wrażenie, jakbyś na siłę
próbowała Czytelnikom przekazać każdy utwór, który Cię zainspirował czy nawet
jakbyś zamierzała wrzucić do krótkiego tekstu całą swoją playlistę. W obecnej
ilości te wszystkie tytuły i nazwiska niczego do tekstu nie wnoszą, ani do
nastroju, ani do fabuły, zatem oponowałabym za cięciem, jeśli koniecznie chcesz
ich choś trochę zostawić.
III. Paryż – dzień I
Kompletnie nie wiem, co powiedzieć, czy w ogóle mogę
cokolwiek powiedzieć, skoro o stylu pragnę się wypowiedzieć osobno. Tekst
dosłownie ociera się o miano podwójnego drabble – sto dziewięćdziesiąt dziewięć
słów na liczniku. Sto dziewięćdziesiąt słów opisów i sto dziewięćdziesiąt słów,
w których nie widać fabuły, co najwyżej ostatnie zdanie mogłoby być jej
zalążkiem. Zalążkiem, niczym więcej.
Po przeczytaniu podstrony „Autorka” wiem, iż jesteś w
Paryżu zakochana, co w połączeniu z datą na końcu sugeruje, że napisałaś „Paryż”
pod wpływem emocji zwiedzania. I nie ma w tym nic złego, podróże inspirują, a
kto powiedział, że mamy nasze przeżycia z nich relacjonować w sposób nudny i
mało kreatywny? Z tym że z punktu widzenia oceny i patrząc na ten kawałeczek
tekstu pod kątem literackim, mogę się wypowiedzieć wyłącznie o stylu i opisach.
O tym pierwszym posłuchasz ode mnie później, ogólnie, a o drugim powiem, iż są
dobre, ale mało. Ty wiesz, co widziałaś, ale dla Czytelnika te sto
dziewięćdziesiąt dziewięć słów to ledwie szkic tego, o czym mówisz. Osobiście
nie mam najbledszego pojęcia, co opisujesz ani na czym dokładnie powinnam się
skupić. Chodziło Ci o wnętrza i wygląd, bodźce wzrokowe? A może próbowałaś
przedstawić mi astmosferę, jaka tam, w tamtym miejscu i czasie, panowała? Nie
wiem i nie jestem w stanie tego wywnioskować nawet po trzykrotnej lekturze.
Wychodzę z założenia, że im tekst krótszy, tym powinien
być mocniejszy, co jest trudniejsze do osiągnięcia, jeśli nie mamy fabuły.
Tekst tak krótki i bez fabuły, aby był naprawdę zapadający w pamięć i czystą
przyjemnością do czytania, powinien nadrabiać nieziemskim stylem lub opisami
tak bogatymi, że aż ocierającymi się o przepych – nie mówić tylko o tym, co
widać i ewentualnie słychać, ale uwzględnić także inne zmysły, węch, dotyk,
smak jeśli tylko dasz radę (a nuż ów wspomniany na początku on nadal miał na
języku smak wina, bagietki lub sera, którymi się raczył, zanim postanowiłaś
napisać ten tekścik?), używać jak najbogatszego słownictwa, zgrabnych metafor i
porównań, malować słowem, zamiast używać go jako klucza (a więc nie mówić
„zachodzące słońce” tylko ów zachód pokazać).
Tak, mam bardzo mieszane uczucia co do „Paryża”. Nie bez
powodu nie oceniam pamiętników ani blogów z podróży, a tutaj zahaczyłaś właśnie
o to, przez co trudniej mi spojrzeć z czysto literackiego punktu widzenia.
Jeśli pytasz o moje osobiste odczucia, to mówię, że jest za mało, że skoro już
planujesz uraczyć mnie tekstem opisowym, to owe opisy rozbuduj i pokaż mi
więcej, bo teraz uchyliłaś kurtynę na sekundę, po czym zasłoniłaś ją z
powrotem. Jeśli rozwijać tekstu nie chcesz, ale nadal chciałabyś, aby „Paryż”
był bardziej literacki aniżeli osobistą relacją, to sugeruję pobawienie się z
już napisanymi opisami oraz próbowanie zabaw ze stylem, stawiania sobie wyzwań
i staranie się wyjść poza znany już sobie ramy. W tej sytuacji naprawdę trudno mi
powiedzieć cokolwiek więcej.
Ha, i kto by pomyślał, że aż tak się rozgadam na temat
stu dziewięćdziesięciu dziewięciu słów.
IV. Początek – niebieski dom (z
podstrony Feliks)
Zanim przejdę do wyrażania swoich opinii o samym tekście,
odpowiem na Twoją prośbę, abym powiedziała, czy coś z tego może być, czy da się
to pociągnąć itp. Kochana, wszystko zależy od Ciebie i Twojej wyobraźni. Jeśli
masz pomysł i jeśli ten fragment chcesz rozwinąć, to co Cię powstrzymuje?
Czyjaś opinia? To zakrawa na pisanie pod publikę, czemu jestem przeciwna. Każdy
pomysł znajdzie swoich fanów, a jeśli na dodatek poświęcisz mu czas, aby i
dopieścić fabułę, i zadbać o estetykę oraz poprawność, to na pewno zyska także
uznanie w tych co bardziej krytycznych oczach. Nikt nie ma prawa zmuszać Cię, abyś
coś ciągnęła, jeśli we własnej głowie uważasz to za skończoną całość, a i nie
wypada nikomu nakazywać, byś pisać przestała, jeśli chcesz tekst rozwijać (no,
chyba że Twoja pisanina byłaby literackim odpowiednikiem zgrzytania paznokciami
po tablicy i nie miałabyś aniu drygu do pisania, ani pomysłów, ale tak nie
jest). Zresztą, każdy człowiek ma nieco inną wyobraźnię. Co z tego że mogłabym
sobie uważać, przykładowo, iż nic się z tym nie da dalej zrobić, skoro ktoś
inny może mieć odmienne zdanie? Ja mam zupełnie inne pomysły, myślę pod innymi
kątami i mam inny bagaż doświadczeń od Ciebie – nie musisz dochodzić do tych
samych wniosków względem kontynuacji jakiegoś fragmentu. Jeśli koniecznie
chcesz, aby ktoś podzielił się z Tobą pomysłami, zrób to z kimś zaufanym
literacko, prywatnie, kto przy okazji nie miałby także nic przeciwko temu, abyś
jego idee wykorzystała. Na takim etapie własność intelektualna to wręcz cień
ducha, ktoś może się zapędzić w rozwijaniu Twojego tekstu, a potem stwierdzi,
że to jest zbyt dobre, że tego pomysłu nie odda, tylko napisze sam. Tak
powstają niektóre fanficki i dzieła inspirowane innymi. Powracając zatem do
głównej myśli: jeśli Ty masz pomysł, aby początek Feliksa rozwinąć, to go
rozwijaj. Jeśli nie masz, ale czujesz, że żal by Ci było zostawić wszystko na
obecnym etapie, to zgadaj się z jakąś literacką przyjaciółką czy przyjacielem i
z nimi konsultuj wszelkie idee. A jeśli pomysłu nie masz i nie czujesz potrzeby
ciągnięcia tego dalej – to nie ciągnij. Sprawa naprawdę jest tak prosta. Nie
jesteś autorem pod presją, któremu chciwe wydawnictwo każe zrobić trylogię z
dylogii (zdarza się to w pewnych miejscach zdecydowanie zbyt często, niestety),
jak zgaduję, piszesz, bo sprawia Ci to przyjemność, więc nie zastanawiaj się
nad tym, co powinnaś zrobić ani nad tym czy coś ma szansę, tylko pisz, ile
chcesz. W końcu jeśli nie wyjdzie, nikt tego nie musi oglądać, nieprawdaż? ;)
Okej, kończę swoje wywody; przepraszam, jeśli zabrzmiało
to zbyt moralizatorsko albo, nie daj Bóg, protekcjonalnie, bo absolutnie nie
miało. Czasem łatwo się zapędzić w przedstawianiu swoich poglądów, ale w żadnym
wypadku nie próbowałam powyższą wypowiedzią potraktować Cię jako Głupiutką
Amatoreczkę, Której Trzeba Wyłuszczać Prawdy Życia.
Feliks. Początek. Jako pierwsza ciśnie mi się na usta
uwaga, aby ten pierwszy akapit podzielić. Nie ze względu na długość, ale
dlatego iż akapitem rozpoczynamy nową myśl, podczas gdy w tym jednym nowych
myśli są przynajmniej trzy, jak nie cztery. Osobiście trzymam się wytycznej,
aby wszelkie zwroty akcji rozpoczynać od nowego akapitu, bo to podkreśla ich
odmienność od rzeczy opisywanych wcześniej, a także nagłość. Zatem drugi akapit
mogłabyś wstawić od „Nagle hałas z ulicy […]”, kolejny od „Gdy ponownie podniósł
powieku […]”, następny od „Po chwili przypatrywania się im […]”, a ostatni od
„Kiedy chciał znowu odejść […]”. Mając całą tę masę tekstu zbitą w jeden kawał,
tracisz na dynamice, kompletnie nie podkreślasz subtelnej oddzielności
poszczególnych wydarzeń, a że nie piszesz strumieniem świadomości, to tym
bardziej nie widzę powodu, aby akapitów unikać.
Jednak ogólnie tekst wywarł na mnie pozytywne wrażenie,
trochę go oszlifować i skupić się na stylu (rany, powtarzam to aż do znudzenia,
co?), a powiedziałabym wręcz, że przypadł mi do gustu i się podobał. Nie wiem,
czy to wina lecącej w tle najnowszej płyty zespołu The Offspring, czy może opis
ulicy wywołującu wyobrażenie ulicy z „Gotowych na wszystko”, które ostatnio
oglądam przy śniadaniu, czy może to jednak przez te nagie blond niewiasty
niczym panny z jakiegoś popularnego klubu w college’u, ale całość miała dla
mnie nieco amerykański wydźwięk, pomimo tej bardzo nieamerykańskiej ulicy
Spokojnej. Opisy są z pewnością obrazowe, nie miałam najmniejszych problemów z
wyobrażeniem sobie miejsc i osób ani z poczuciem klimatu. Fabuły jako takiej
nie ma, ale coś się dzieje, więc nie czytamy dla opisów, tylko śledzimy, co
takiego ten nasz pijaniutki Feliks widzi (a co poniektórzy, jak ja, być może
się zastanawiają, kiedy wreszcie tego kolorowego pawia puści, ale to bardzo
cyniczna myśl, więc nie zakładam, aby było nas zbyt wielu). Przy tym tekście
jestem zdecydowanie na tak, byłam zainteresowana od początku do końca. I
chociaż znowu o głównym bohaterze wiemy tyle co nic, pomimo iż narracja jest
trzecioosobowa, to na przestrzeni pięciuset słów jest to zrozumiałe i wybaczalne,
szczególnie iż kręujące atmosferę i otoczenie opisy oraz nutka oryginalności w
postaci pijańskich wizji zdecydowanie za ten brak wyrazistszego bohatera
nadrabiają.
V. Kobieta, Miasto i Muzyka
Zacznę od czepiania się: wystąpiła drobna niekonsekwencja
w zapisywaniu tytułowych słów wielką literą. Popraw, proszę.
Wreszcie nastąpiła kreacja postaci w jakichś (nieco)
większych ilościach. Dowiadujemy się czegoś o Kobiecie, mamy okazję ją trochę
poznać, dowiadujemy się o jej stanie emocjonalnym – i dlatego zakończenie jest
tym bardziej przykre. Przykre, że niektórzy podejmują właśnie taką decyzję i
tylko takie wyjście w swoich sytuacjach widzą.
Mamy także do czynienia z nieco wyraźniejszą fabułą, gdyż
już od początku tekstu otrzymujemy wskazówki, że coś jest nie tak, że coś nie
będzie tutaj radośnie. Opisy ładnie oplatają fabułę, nie robiąc z niej
szokującego dramatu, ale raczej chwytając Czytelnika za rękę ze słowami „Pójdź,
przeprowadzimy Cię tą drogą, poznasz z nami tę historię”. Nie mamy rozpaczać
ani się dziwić, no, chyba że obojętnością Miasta na takie ludzkie tragedie. I
właśnie, personifikacja Miasta i Muzyki zdecydowanie dodaje tutaj uroku:
Miasto, obojętny świadek, i Muzyka, w gruncie rzeczy jedyna rzecz, która
jeszcze cokolwiek dla Kobiety znaczyła.
Tak, ten tekst na pewno mi się spodobał. Został dobrze
wykonany, jakkolwiek to sztucznie nie zabrzmi, a przy okazji miał to coś, miał duszę, zmuszał do przystania
choćby na momencik i do odrobinki refleksji. Więcej takich tworów, na takim
poziomie, proszę.
VI. Niedojrzałe jabłka
„Ów” jest odmienne – zatem „ów słoń”, ale „owa reklama”.
O! Oto coś naprawdę świetnego! Tak pisz, tak jest
prześlicznie. Mamy ładne opisy, przy których można się zatrzymać i nad nimi
podumać – fragment o tym, że dla drzew ludzie muszą być obrzydliwi mnie
zauroczył. Mamy ciekawego bohatera, którego kreacja jest o tyle przyjemniejsza,
że tworzona przy pomocy narracji drugoosobowej. Mamy nieco fabuły w postaci
życia owego chłopca, ale nie całego życia, tylko tego życia niegdyś wiązanego z
jabłonią i jej owocami. I na końcu mamy, wiadomo, zakończenie, o tyleż
zgrabniejsze, że niespodziewane i nieco sentymentalne. Tylko błędy mogę Ci
wytknąć, reszta jest bardzo dobra i ujmująca. Mówię szczerze!
VII. Pola słoneczników
Tu wytknę pisownię partykuły „nie” z częściami mowy – z przytmiotnikami
piszemy łącznie, a zatem nie „nie logiczne” tylko „nielogiczne”. Dwa razy
zniknął także akapit, po dialogach, coby rzecz uściślić, zbystrzyłam także
literówkę („odpowiedz” zamiast „odpowiedź”).
Z rzeczy poważniejszych: „Wszystko jest pięknem skazanym
na koniec — nawet twój wymyślony profil trzydzieści centymetrów ode mnie.” Jak
profil, jakikolwiek, może być wymyślony? Wymyślony profil to, na przykład,
profil muzyki mariachi w liceum ogólnokształcącym im. Dumbledore’a w Pcimiu
Dolnym, ale ludzki profil może być co najwyżej zamyślony. No, chyba że ten
profil, podobnie jak wspomniane wyżej liceum, także nie istnieje, wtedy może
być wymyślony, ale w takim wypadku – kto prowadził samochód?
Mówiąc szczerze, nie mam pojęcia, o co tu chodzi. Jakaś
para sobie gdzieś jedzie, na początku chyba się kłócią – ale że nie wiem o co,
to po samych wypowiedziach bez kontekstu trudno to stwierdzić z jakąkolwiek
pewnością – a reszta tekstu to dość natchnione rozważania o słonecznikach,
przez których pole przejeżdżali. Nie widzę fabuły, nie widzę celu tych
słoneczników, widzę tylko słowa, które niby same w sobie mają sens, ale czy coś
się pod nimi kryje – ChaGieWu. Przeczytałam tekst po raz drugi i nadal wiem
tyle samo, czyli nic. Nawet przy lekturze „Paryża” nie byłam aż tak skołowana,
tam czułam, że o coś jednak chodzi, że opisy miały jakiś cel, nawet jeśli dość
prywatny i niekoniecznie w stu procentach literacki. A tutaj? O co tutaj
chodzi? Po co ten tekst został napisany? Nie jestem zwolenniczką pisania dla
samego pisania, więc jeśli się okaże, że wcale nie jest ze mną tak źle i jednak
nie było w tym celu, to będę dość niezadowolona. Czytelnik sięga po
opowiadania, aby się oderwać od swojej rzeczywistości, co wychodzi najlepiej,
jeśli może się zatopić w innej. W czym miałby się zatapiać przy „Polach
słoneczników”? Póki co nie widzę żadnej odpowiedzi, może Ty mi jej udzielisz?
Wtedy być może będę w stanie powiedzieć o tekście coś więcej.
Poziom zawyżony „Niedojrzałymi jabłkami” nieco opadł, ale
jednak jest lepiej niż przy tych pierwszych czytanych przeze mnie tekstach,
zaczynasz się rozwijać i pisać coraz ładniej. O bohaterach jednak znowu nie ma
się co wypowiadać, bo po prostu tam są, ale tak jakby za podświetloną kurtyną.
Może mają jakiś charakter, a może nie, ale póki co Czytelnik wie jedynie, iż
postaci istnieją, ale nic o nich nie jest w stanie powiedzieć.
VIII. Od godziny umierałem
„Moje ego wisi kilka metrów nad moim ciałem, które w dość
dziwnej pozycji zatrzymało bez ruchu na stoliku do kawy.” – zatrzymało się.
Znowu cyfry, ale oprócz tego, jeśli jeszcze kiedyś
będziesz miała okazję napisać „dwa i pół metra cyframi”, to nie stawiaj spacji
po przecinku. Sztuczkami próbujesz sprawić, abym się powtarzała? Dwa razy
zniknęła spacja („napytanie” i „uboku”).
Hmm, ciekawy tekst, ciekawy. Mógłby być bardziej
dopieszczony, chętnie zobaczyłabym tu mniej zaimków oraz pociągnięcie niektórych
myśli ciut dalej, rozwinięcie ich, ale i w obecnej formie też da się zauważyć urok
tekstu. Trochę ponury i smutny, ale jednak urok. Przeżycia wewnętrzne
prezentują się, według mnie, bardzo realistycznie (nie przeżyłam co prawda
śmierci kogoś mi bliskiego, lecz niejeden jest rodzaj żałoby), a motyw
nieświadomości z rzeczywistego upływu czasu zdecydowanie działa na korzyść tak
fabuły, jak i wiarygodności uczuć bohatera. Który to bohater jest jednym z tych
nieco wyraźniejszych, jakich u Ciebie spotkałam. Wreszcie narracja
pierwszoosobowa pomagająca w poznaniu narratora.
Ogólnie jest to tekst dobry, z pomysłem, acz na Twoim
miejscu dopieściłabym jeszcze wykonanie, a także nieco rozwinęła niektóre
myśli. Mogłabyś, na przykład, rozbudować myśl, iż głos nie wiedział, czego ona
by chciała. Albo skupić się troszeczkę bardziej na pragnieniu śmierci u
narratora. To tylko przykłady. Nie trzeba wiele, tak naprawdę, ale widzę, że
mogłoby być nie tylko dobrze, ale wręcz świetnie.
IX. Morskie
Literówka sztuk jedna.
Tak trochę o niczym ten tekst, skupiony na opisach. Niby
coś się tam dzieje, mamy narratorkę, która czuje, że musi pisać, coś tam
wspomina o planach na przyszłość, ale to, tak naprawdę, niczego nie wnosi.
Opisujemy dla opisów, okej, niech będzie, ale lojalnie uprzedzam, że nie jest
to mój ulubiony rodzaj tekstów, nawet twory bardzo opisowe wolę czytać, jeśli
te opisy się na czymś koncentrują: na osobie, wydarzeniu, rzeczy, emocji, na czymś. Żeby nie było nieporozumień, „Morskie”
nie jest złym tekstem, samo w sobie jest całkiem dobre – po prostu nie w moim
guście, a i trudno powiedzieć, jakoby do Twojego dorobku literackiego wnosił
jakoś ogromnie wiele. Napisany został poprawnie, pod koniec nawet pojawiła się
odrobina emocji, acz raz zgrzytnęłaś mi aż tak, że wypiszę: „Nie zostawił w
swoim domu nic — oprócz zapachu starego pisarza, tylko to biurko i stara
maszyna koloru morskiego.” Ta „maszyna koloru morskiego” brzmi sztucznie i
nieelegancko, szczególnie na tle zgrabnej, dopieszczonej reszty. Nie sądzisz,
że lepiej by brzmiała, na przykład, „maszyna w kolorze morza”?
Bez zachwytów z mojej strony, ale jest dobrze.
X. Zero bezwzględne
Brakuje wcięcia akapitowego przy czwartym akapicie.
Ujęłaś mnie „Zerem bezwzględnym”. Ale nie jako
oceniającą, a czytelniczkę. Bardzo łatwo mi się z tym tekstem utożsamić,
zrozumieć, przez co przechodzi bohaterka, bo zostało to opisane w sposób realistyczny
i wiarygodny. Nie wiem, czy ktoś, kto podobnej pustki nie odczuł, byłby w
stanie ją zrozumieć po tych opisach, w końcu nie jestem taką osobą, ale wydaje
mi się, że tak. Napisałaś wszystko zgrabnie, a jednocześnie prosto, bez
owijania w bawełnę ani dramatyzowania. Równie ładnie zarysowałaś kontrast
pomiędzy pierwszą i drugą połową tekstu, nie tylko wydarzeniami, ale także
formą. W pierwszej mamy więcej celowych powtórzeń, więcej równoległych struktur
(„[paragraf] on był …; [paragraf] ona była …”), co daje poczuć, jak się
dopełniali, a później – jaka nastała pustka, gdy zabrakło Ciemności. Raczej nie
powiedziałabym, jakoby tekst miał fabułę, a raczej że kręci się wokół jasno
określonego wydarzenia. Gdybyś zaczęła wyjaśniać, jak/dlaczego Ciemność
odszedł, wtedy pewnie zaczęłabym mówić, iż mamy jakąś fabułę – ale wtedy też
mogłabyś łatwo zepsuć ów klimat. Tutaj nie chodzi o żadne „dlaczego”, ale o
przeżywanie tych uczuć.
Ładnie, naprawdę bardzo ładnie.
XI. Aleja
Zabrakło wcięć akapitowych przy akapitach trzecim,
piątym, szóstym i siódmym. A także to: „Nie widzę w sensu moich dążeniach.” –
sensu w, odwrotnie.
Chwilowy brak słów zastąpię emotikonką: o.O. Chaos na
początku tekstu trochę mi przeszkadzał, ale kiedy doszłam do przedostatniego
akapitu, chaos nabrał sensu. Nie wiem, co o tekście myśleć. Na pewno jest inny
od pozostałych, które dotąd przeczytałam. Nie gorszy, lecz trudno mi
stwierdzić, czy lepszy. Inny, bardzo inny. Pozwól, że zapytam: jakiś Twój eksperyment?
Opisy na pewno są dobre, oddają nastrój „Aleji” i dodają
charakteru. Dobrze wykonany, wygląda także na dopieszczony. Albo byłaś w takim
wirze tworzenia, że Wena Wyższa przejęła nad Tobą kontrolę, bo dałaś się jej
poprowadzić. Którekolwiek to było, liczy się efekt, a ten jest naprawdę…
Naprawdę.
XII. Une parisienne
„Pozostanie dla mnie zagadką, nieistotnym cieniem w mojej
przeszłości.” – jeśli jest nieistotnym cieniem przeszłości, to czemu narrator
ją pamięta i o niej pisze? Logika się kłania.
„Tak naprawdę była dla nas zagadką, czymś kilometry
świetlne nad nami, w piramidzie niesamowitości.” – nie istnieje coś takiego jak
kilometr świetlny. Mamy kilometry i lata świetlne, obie będące jednostkami
odległości.
Literówka sztuk jedna.
Kolejny opisowy tekst, acz tym razem, o dziwo, skupiamy
się na osobie. To mi się podoba zdecydowanie bardziej. Mnie naprawdę nie
przeszkadzają opisowe opowiadanka, pod warunkiem że te opisy czegoś dotyczą.
Ciekawy sposób wykreowania postaci, pokazuje, że gdyby przyszło do powieści, nie
ograniczyłabyś przedstawienia bohaterów do banalnego „To był Tomek. Miał
brązowe włosy i oczy. Był przyjacielski i zabawny, ale często się obrażał” i
koniec.
Jako tekst sam w sobie „Une parisienne” nie jest wybitny,
ale bardzo dobry już tak i czyta się go przyjemnie. Z chęcią zobaczyłabym go
wewnątrz czegoś większego. Może to być fragment gdzieś w środku, kiedy
opisujesz bohaterkę, może to być początek jakiegoś dłuższego opowiadania
(jeśli, oczywiście, miałabyś na takie pomysł), mogłoby to być również wcale
zgrabnym epilogiem. Po prostu czuję, że jakkolwiek sam w sobie tekst jest
dobry, wyróżniający się i zapadający w pamięć, to będąc elementem układanki
wyglądałby tym lepiej, tym mocniej by się wyróżniał i zapadał w pamięć. Ot,
miałby okazję zalśnić.
XIII. W niedziele kocham Cię
najmocniej
„Trzysekundowe”, nie „trzy sekundowe”. I cóż to, cztery
dłonie? Czyżby kosmiczny seks? Pierwotnie zabieg może i wydawał Ci się zgrabny,
ale porzuć go, bo podczas lektury brzmi dość głupio, właśnie jakbyś opisywała
zbliżenie kosmitów – albo hinduskich bóstw, ale o to Cię akurat nie
podejrzewam.
„Powieki opadające wraz z każdą rozkoszy.” – albo „każdą
rozkoszą”, albo „każdą z rozkoszy”.
Bardzo ładny opis sceny erotycznej. Gdybym to ja pisała,
dopieściłabym go trochę bardziej, odrobinę zredukowała ilość urywanych zdań,
niektóre można spokojnie połączyć i nic nie stracić z dynamizmu ani napięcia.
Bez wulgaryzmów i ze smakiem, pewne opisy szczerze mnie ujęły, jak na przykład dłonie
ginące w splotach czekolady czy to ciemne niebo nad morzem pragnień pod koniec.
Niewiele mogę zarzucić, toteż chwalę.
XIV. Sen
O! Takie prawie drabble – dziewięćdziesiąt trzy słowa na
liczniku. Nie wyszło pełne drabble czy w ogóle nie celowałaś w tę formę?
Cóż, im mniej słów, tym bardziej należy każde z nich
ważyć na najdokładniejszej z wag. Według mnie zaimek dzierżawczy we fragmencie „Nad
moją twarzą miałam listę rzeczy […]” wyłącznie ciąży i powinnaś się go pozbyć.
Przyjemnie napisany fragmencik, aczkolwiek bez rewelacji.
Nie próbujesz kryć, iż opisujesz sen, więc zakończenie robi wyłącznie to –
kończy. Nie zaskakuje ani nic. Mnie nie porwało, chaotyczne sny nie są czymś, o
czym jakoś specjalnie chciałabym czytać, a już na pewno nie w mniej niż stu
słowach. Coś się dzieje, ale mnie to kompletnie nie obchodzi, bo ani do niczego
nie prowadzi, ani nie zostało w pasjonujący sposób opisane. Jest sobie sen,
opisany bardzo prosto i konkretnie, bez większych ozdobników, sen się kończy.
Jak już powiedziałam, uważam, że im krótszy tekst, tym bardziej powinien być
mocny, zaskakiwać, bawić, wgniatać w fotel, cokolwiek – ale nie powinen
przemijać bez echa. A ten, niestety, przemija, bo ani pobudka nie dziwi (to w
końcu sen, żaden nie trwa wiecznie), ani w tym śnie się nic pasjonującego nie
dzieje. A szkoda, bo czuję, że mogłabyś napisać mocne drabble.
XV. Idalandia
Zniknęły wcięcia akapitowe w niemal całym środku.
„Ewentualnie, jeśli jakaś osoba ją bardzo zaintrygowała,
pozwalała jej przekroczyć próg w
całości, nie rozdzieliwszy przed zaproszeniem jej na części.” – powtórzenie, tym brzydsze że zaimka.
Bardzo… metaforyczne ujęcie czyjegoś życia. Dobrze, że
tekst jest krótki, gdyż na długą metę taki brak konkretów oraz udziwnianie
mogłoby męczyć. Fabuły trudno się doszukać, bohaterka jakaś jest, aczkolwiek
przedstawiona tylko tyle, ile niezbędne jest nam o niej wiedzieć, dialogów
brak. Nic konkretnego ode mnie tutaj nie usłyszysz, bo i niewiele konkretów
jest w samej „Idalandii”. Subiektywnie, tekst, jak wiele innych, które u Ciebie
przeczytałam, jest okej, przyjemny do przeczytania na raz i pójścia sobie
gdzieś dalej, ale sama nie znalazłam niczego zwalającego z nóg ani czegoś, co
wyryłoby się w mojej pamięci. Zgaduję, że gdybyś poświęciła „Idalandii” chwilę
teraz, pomyślała o niej trochę, po czym przystąpiła do kolejnego szlifu, to zaszłaby
zmiana na lepsze, jednak zmuszać Cię nie zamierzam.
XVI. Życie na puchatym dywanie
Kompletny brak wcięć akapitowych. Literówka sztuk jedna („nasz
otacza”).
Spodobał mi się „horyzont małych przyjemności”. Zaiste
zacne to, podoba mi się.
Lecz oprócz tego, to kolejny tekst, gdzie nie wiem, o co
chodzi ani co myśleć. Opisy wydają mi się chaotyczne, bardziej ukrywając sedno
tworu, niż oprawiając go w ramkę. Dostrzegam przebłyski, pod koniec dowiaduję
się, że mowa jest o jakimś dziecku, ale na samą myśl, że musiałabym się
przedzierać przez chaos opisów, odechciewa mi się poszukiwań. Czytelnik nie
zawsze ma ochotę przegrzebywać się przez tekst, aby się czegoś dowiedzieć. Nie
twierdzę, że wszyscy poszukują łatwej rozrywki i rzeczy pisanych sposobem kawa
na ławę, ale tekst nie musi być… poplątany jak gąszcza lian w dżungli, aby stał
się „trudną lekturą” czy też lekturą zmuszającą do refleksji, przemyśleń. Tym
bardziej że dla mnie takie chaotyczne pisanie kojarzy się z pisaniem dla samego
pisania, bez celu, ot, bo ma się ochotę pisać. Nie ma nic złego w ochocie na
pisanie, ale pozwolisz, że pozostanę fanką lektur, które jednak miały jakiś cel
podczas tworzenia, choćby i tak banalny jak rozrywka i oderwanie mnie,
czytelniczki, od mojej rzeczywistości.
XVII. W dół
Zniknęły ostatnie trzy wcięcia akapitowe, a także
pierwsze, trzecie i czwarte. Przypomnę także o pisowni „nie” z przymiotnikami: „niemoralne”,
nie „nie moralne”.
„Widzisz tą delikatną ciszę otulającą nasze ciała?” – tę ciszę.
A tutaj o dwa słowa za dużo na podwójne drabble. Dziwny
tekst, niby o czymś, ale trzeba się dość dokładnie wczytać, aby wywnioskować, o
czym. Opisami krążysz raczej dookoła tematu, dopiero pod koniec przechodząc
bliżej sedna, a i te opisy same w sobie wielce powalające nie są; widziałam już
lepsze w Twoim wykonaniu. Może być, ale „W dół” przechodzi w znacznej mierze
bez echa, ot, coś na czym można zawiesić oko na minutę, a potem przejść dalej,
bo tekst nie wciąga na tyle, aby poświęcić mu trochę więcej myśli. Przynajmniej
nie mnie.
XVIII. Nadzieja
Kłania się pisownia czasowników z partykułą „by”: „dodawanoby”,
nie „dodawano by”.
Zaczęłaś mocno i intrygująco. Po raz pierwszy początek
jakiegoś Twojego tekstu przykuł moją uwagę aż tak. Jest bardzo szczery i łatwo
się z nim utożsamić, każdemu, nie tylko osobom piszącym. Później to wrażenie
nieco opadło, środek mógłby otrzymać więcej uwagi i chociaż parę nowych
akapitów, zamiast trwać jak jeden blok nie do rozbicia. Dodasz i dynamizmu, i
przejrzystości, jeśli go podzielisz.
Wrażenia jak najbardziej pozytywne. Co prawda (znowu) nie
mamy do czynienia z optymistycznym tekstem, ale ma w sobie emocje, które odpowiednio
wyraźnie oddałaś, a także widzimy jasno, o czym Nadzieja mówi, nie ma chaosu
ani niczego innego, co by ów cel przysłaniało. No i sama bohaterka, dzięki owym
emocjom, jest dobrze przedstawiona, na tyle, ile potrzeba w krótkim
opowiadanku. Patrząc pod kątem stylistycznym, na pewno mogłoby być lepiej, w
końcu czytałam te nowsze teksty i widzę różnicę. Jeśli kiedyś przyjdzie Ci do
głowy pomysł, aby któreś ze starszych dzieł odkopać i je jeszcze raz oszlifować
oraz wypolerować – zajmij się „Nadzieją”.
XIX. Aleksander
„Sprawiało wrażenie słodkiego — oblepione wyraźnie
odcinającymi się od tła chmurami, niczym lekko
zakurzoną watą cukrową. Aleksander odczuwał lekki niepokój […]” – powtórzenie.
„Naraz naszła Aleksandra dziwna, albo po prostu
spowodowana jego ogromną ciekawością myśl, o czym śnią Ci ludzie […]” – teraz to
sobie chyba kpisz z tym „ci” pisanym wielką literą. Jeśli to nie przeoczenie,
to będę naprawdę zła. I tak, wiem, że miałam już tego nie wytykać, ale to
zupełnie nowy poziom popełniania podobnego błędu.
„A o to nie spał […]” – oto.
Hmm, tekst niby jest dobry – ale sprawia wrażenie, jakbyś
w połowie zmieniła co do niego zdanie. Lub niechcący zwodzisz Czytelników ku
takim myślom. Zaczęło się ciekawie, Aleksander lubiący wschody słońca i wczesne
poranki, budzi się o czwartej nad ranem i wszystko dookoła niego staje się powodem
do rozmyślań. A później walnęłaś długim opisem tego, jak Aleksander wygląda,
ostatni króciutki akapit, który nic nie wnosi, a wyłącznie kończy, i tyle. Co
tu miało być? To miało być przedstawienie postaci? Jeśli tak, to ów opis
powierzchowności Aleksandra pojawił się w kiepskim miejscu (w końcu już
zdążyłaś Czytelnika zaintrygować jego myślami, a charakter przyciąga bardziej
od wyglądu) i w nie do końca odpowiednich proporcjach (ten akapit kolos niemal
jedna czwarta całego tekstu, a wnosi tylko tyle, że wiemy dość dokładnie, jak
facet wygląda – czy na pewno wszystkie te informacje są Czytelnikowi niezbędne do
szczęścia?). Jeśli to miało być pokazanie tego, o czym ktoś może myśleć o
czwartej nad ranem, to po co przerywać ładnie prowadzone rozmyślania na rzecz opisu
wyglądu, a potem nawet do wcześniejszych rozmyślań nie wrócić? Nie,
zdecydowanie nie jestem przekonana. Zaczęłaś dobrze, ciekawie, wciągająco,
ładnie wszystko opisałaś, a potem walisz takim czymś? Po co? Przecież dobrze Ci
szło, jaki cały ten zabieg miał sens? I jaki cel ma ten tekst? Wydaje mi się,
że jeśli jasno odpowiesz sobie na to ostatnie pytanie, sama dojdziesz do
odpowiedzi, jak można by „Aleksandra” poprawić, aby nie pozostawiał już takiego
gorzkiego posmaku rozczarowania po lekturze. Szkoda, naprawdę szkoda.
I tyle. Oceniłam, jak widać, wszystkie opowiadania, których
nie oznaczyłaś gwiazdką, włącznie z najnowszym. Co o nich sądzę, właśnie
przeczytałaś, toteż odpuszczę sobie podsumowania.
Rady? Hm, na pewno się jakieś znajdą.
Nie wiem, czy piszesz coś dłuższego, jakąś jedną całość,
czy też te krótkie teksty to jedyne, co piszesz. Ale jakkolwiek na krótkich
formach można się nauczyć naprawdę wiele – unikania wodolejstwa, opisów
konkretnych sytuacji czy emocji, budowania napięcia, dialogów, naprawdę wiele – to jednak nie
wszystkiego. Sugerowałabym, abyś skupiła się trochę bardziej na tworzeniu i
prowadzeniu fabuły. Nie musisz nawet zaczynać powieści, drabble oraz krotkie
opowiadania (ot, powiedzmy z dziesięć tysięcy słów maks) sprawdzą się równie
dobrze. Dzięki pierwszym możesz nauczyć się, że tak powiem, walić prosto z
mostu, a te drugie to okazja do ćwiczenia prowadzenia fabuły, a także
prowadzenia Czytelnika przez wydarzenia, budowanie napięcia i takie tam. Nie
twierdzę, że nie umiesz tego robić, bo w paru tekstach pokazałaś, że potrafisz,
jak najbardziej. Ale biorąc pod uwagę ogólną lekturę Twojego bloga, wydaje mi
się, że wszystko inne ćwiczysz już wystarczająco, podczas gdy fabuły tak jakby
trochę tam brakuje.
No, mogłabym jeszcze zasugerować te dłuższe opowiadania w
celu nauki kreacji świata. Na niewielkich przestrzeniach rzadko jest to priorytetem,
często nawet nie ma zbytniego znaczenia, ale warto podobną umiejętność
posiadać. Niestety, pisanie dobrych opisów, jak się przekonałam przy paru
ocenach, nie zawsze idzie w parze ze zdolnością kreowania świata, bo autorzy
często albo o tym zapominają, albo nie uważają to za dość ważne i ograniczają
się do słów kluczy („pokój”, „szkoła”, „Paryż” itp.).
Hmm, jak tak teraz o tym myślę, to rzadko pisałaś
dialogi, a jak już się pojawiały, były krótkie i po prostu były, ani
porywające, ani koszmarne. Pozostanę chwilowo bez zdania w tej sprawie, acz
skonsultuj się sama z sobą, czy jest to efekt celowy (tj. czy dialogów
unikasz), czy raczej uboczny (po prostu nie miałaś natchnienia na opowiadanko
je posiadające).
Więcej jednak zasugerować nie mogę. Przynajmniej nie w
kwestii tego bloga. Poradziłam, co mogłam, przy poszczególnych tekstach,
dorzuciłam do tego tych parę słów wyżej ogólem – niby co więcej miałabym mówić?
§ Styl
Trochę z tego, co zaraz przeczytasz, może zabrzmieć
znajomo. Twój styl jest w większości poprawny, piszesz w sposób miły i, że tak
to ujmę, nieinwazyjny ani dla oka, ani dla duszy. Jednocześnie sporo przechodzi
bez większego echa, a rewelacji nie ma. Z jednej strony dobrze, masz na tyle
ładny i lekki sposób pisania, że sama przyjemność z lektury (lub też jej brak)
wynika z treści, nie z żadnych zgrzytów, nie mamy grafomaństwa, zatem możemy teksty
po prostu czytać, aż się skończą. Ale z drugiej strony te najlepsze opowiadania,
te zapadające w pamięć, charakteryzują się nie tylko historiami, które
opowiadają, lecz także sposobem, w jaki zostały opowiedziane. Czasem jest to
styl jako całość, a czasem pojedyncze zdania, fragmenty, metafory, opisy,
cokolwiek. Tymczasem, chociaż czytało mi się lekko i gładko, rzadko natrafiałam
na fragmenty, przy których bym się zatrzymała, już nawet nie tyle sapnęła z
zachwytu, ale przynajmniej przystanęła na chwilę, cofnęła się do tych ostatnich
kilku słów czy ostatniego zdania i przeczytała jeszcze raz, bo tak ładnie brzmi
czy tak zgrabnie zostało skonstruowane. Co wynalazłam, to wymieniłam, ale sama
przyznasz, że to niewiele. A cudnie byłoby zobaczyć takich momentów więcej, nawet
niekoniecznie po jednym w każdym tekście, lecz właśnie paru więcej na tle
wszystkiego, co przeczytałam, w końcu przy tworach tak krótkich nie w każdym
utworze znajdzie się miejsce na coś wyjątkowego, acz postarać się można,
oczywiście.
A po drugie, chociaż przeczytałam tyle opowiadanek, nadal
nie widzę żadnych oznak, jakoby styl był Twój. Tutaj naprawdę zastanawiam się,
czy przy każdym tekście próbujesz zrobić coś nieco innego niż poprzednio lub w
nieco inny sposób, czy może taki jest stan rzeczy, ale przeczytałam i nie mam
wrażenia, jakby je napisała jedna konkretna osoba pod tytułem lumaris. Raczej
jakby wyszły spod palców jednej, ale bardzo ogólnej osoby, którą, tak naprawdę,
mogłyby być dziesiątki osób: dziesiątki pisarzy o bujnej wyobraźni i niezłym
pojęciu o tym, jak pisać a jak nie, dążących do bycia lepszym, ale stojących na
tej wyspie pośrodku, która nie jest Geniuszem ani Literackim Koszmarem. Trudno
ująć mi to jaśniej, przepraszam.
Z początku myślałam, że wszelkie poprawy w stylu zaszły
chronologicznie, lecz skonsultowawszy się z ich spisem na blogu okazało się, że
tylko przypadkiem tak wyszło przy moim nieco wybiórczym czytaniu. „Niedojrzałe
jabłka” czy „Od godziny umierałem”, które orzekły mnie najbardziej, okazały się
tekstami starszymi, nie młodszymi. Nie, nie próbuję Cię teraz straszyć, jakobyś
prezentowała tendencję spadkową, wydaje mi się to raczej umiarowanymi wahaniami.
Innymi słowy: miewasz teksty lepsze i gorsze (jak chyba każdy), ale nie
popadasz w skrajności, tylko wahasz się wewnątrz jakiejś średniej. Jeśli
chciałabyś te wahania wyrównać, zatrzymać się na jakiejś wyższej prostej,
musiałabyś się zastanowić, dlaczego tak jest? Czy to Ty próbowałaś
eksperymentować (wcześniej lub później)? A może odkryłaś nowe inspiracje? A
może te nowsze tytuły uznałaś za nieco mniej potrzebujące zachwycających
fragmentów? A może to jednak ja się czepiam i to za wszystkim stoi mój gust? Ty
masz lepsze pojęcie o tym, jak piszesz i na czym się przy pisaniu oraz
poprawianiu skupiasz, ja mogę co najwyżej przedstawić swoje zdanie á propos
gotowych produktów.
Jednak, jak powtarzam zawsze i jak powtórzę teraz, styl
przeciętny i niewyróżniający się jeszcze wcale nie jest zły. Nie bójmy się tego
powiedzieć, każdy kiedyś taki miał, na dłużej lub krócej, ale miał, nawet
najlepsi nie urodzili się ze stylami, za które ich znamy i podziwiamy, tylko
pracowali ciężko, redagowali swoje dzieła, czytali twory innych, uczyli się
metodą prób i błędów, czasem drobnego podpatrywania. To wspaniały fundament pod
coś naprawdę dobrego i zachęcam Cię gorąco, abyś pisać nie przestawała. Nie
zawsze będzie łatwo się zmotywować, w końcu na pewnym etapie trudniej zauważyć
własne postępy, ale one będą, zapewniam. To trochę tak, jak z nauką języka
obcego: na samym początku bardzo łatwo się zmotywować, bo nauka zdaje się iść
ogromnymi krokami, nagle nie jesteśmy już zerem, a potrafimy już sklecić
poprawne zdanie, przedstawić się, zapytać o godzinę. A później przychodzi ten
moment, kiedy umiemy już dużo, możemy przeprowadzić w owym obcym języku całkiem
sensowną rozmowę – i chociaż nadal idziemy naprzód, uczymy się nowych słów oraz
konstrukcji gramatycznych, to stawiamy o wiele mniejsze kroki, toteż może się
nam wydawać, jakobyśmy stali w miejscu. Ale tak nie jest, zatem pisz dalej,
dużo czytaj, eksperymentuj (tak, zdecydowanie eksperymentuj, bo czasem miałam
wrażenie, jakbyś się troszeczkę zamknęła w znanych sobie kątach i nie miała
zbytnio odwagi wyprowadzić stylu dalej, w coś mniej znanego), podpatruj od
innych to co dobre, zastanawiaj się, dlaczego coś jest dobre (świadome czytanie
i analiza)…
I tyle.
§ Poprawność
A. Językowa
Znaczną większość wymieniłam już wyżej, zatem to pominę.
Nie dlatego że jest nieważne, ale ponieważ już zostało powiedziane. Po co
miałabym się powtarzać? Jesteś inteligentna, to zrozumiesz za pierwszym razem.
Oprócz tego przyłóż się do przecinków, bo to taki przewijający się problem,
aczkolwiek nie kolosalny, zdecydowanie możliwy do opanowania. O ile wiem,
smirkowe poradniki na Katalogu Ocenialni czytasz, a te są najlepsze, jakie
zdarzyło mi się czytać, więc konsultuj się z nimi jak najczęściej.
I tyle. Być może to przez fakt, iż nie czytałam niczego
naprawdę długiego, ale jest poprawnie i więcej do zarzucenia nie mam. Po części
to pewnie także zasługa wielokrotnego czytania i sprawdzania. Rób tak dalej, a
będzie tylko lepiej. Gratulacje, tak trzymaj!
§ Oryginalność
Niełatwo jest się wypowiedzieć o oryginalności ogółem.
Nie jest to jeden ze zbiorów opowiadań, które, oprócz autora, łączy coś
jeszcze, na przykład przewijająca się fabuła lub gatunek. Mogę co najwyżej
powiedzieć, które pojedyncze teksty uważam za oryginalne lub oryginalniejsze od
pozostałych, a do tych należą: „Początek – Niebieski dom”, „Niedojrzałe jabłka”,
„Od godziny umierałem” i „Aleja”. Jeszcze ewentualnie zastanowiłabym się, czy nie
dorzucić tam także „Nadziei”, aczkolwiek nie jest to oryginalność aż tak
wyraźna, jak przy poprzednich tytułach, zatem wstrzymam się od werdyktu.
§ Podsumowanie
Wiesz, zazwyczaj już w trakcie czytania, całkiem nawet
prędko w mojej głowie pojawia się najbardziej adekwatny dla bloga wyrok. Czasem
autorom udaje się go poprawić, a czasem nie, a w niektórych przypadkach wręcz
spadają. Tutaj naprawdę minęło dużo czasu, zanim w ogóle doszłam do wniosku, co
byłoby najsprawiedliwszą oceną, a i teraz jeszcze się zastanawiam, rozważam
wszelkie za i przeciw. Hmm, hmm, a może, jednak hym, no ale, wzdych. Dobrze,
nie będę Cię już dłużej męczyć, decyzja została podjęta i skazuję Cię na PRACE SPOŁECZNE.
Droga lumaris, momentami wahałam się, czy może jednak nie
osądzić łagodniej i nie poprzestać na Upomnieniu. Sęk w tym, że, nie oszukujmy
się, trochę Ci jednak do tego brakuje. Od bloga Upomnianego oczekiwałabym
przynajmniej wyrównanego poziomu wśród tekstów oraz chociaż nieco wyrazistszego,
bardziej stałego stylu. No i niepopełniania tak głupich, w sumie, błędów jak
zapisywanie „cię” wielką literą czy pisanie liczb cyframi – lub też
konsekwentnego poprawiania ich we wszystkich tekstach, nie tylko najnowszych. Jeszcze
nie możesz się tym pochwalić, aczkolwiek te aspekty zdecydowanie są w zasięgu
Twojej ręki – można by zatem powiedzieć, że skazałam Cię na Prace Społeczne z
możliwością wcześniejszego zakończenia za dobre zachowanie lub też, mówiąc
językiem szkolnym, z plusem. Pisz dalej i nie przestawaj nad swoimi
opowiadaniami pracować, a także nie zapomnij uwierzyć w siebie. Jeśli masz
pomysł, to go spisz, jeśli wyobraźnia podsuwa scenariusze, by coś kontynuować –
kontynuuj. Nie ograniczaj się tym, co mogą powiedzieć inni, bo to ma akurat
najmniejsze znaczenie. Spróbuj też napisać czasem coś mniej opisowego, za to
bardziej skupionego na fabule, bo wydaje mi się, że tę umiejętność powinnaś w
sobie rozwijać. Konkretne drabble lub nieco bardziej rozwinięte opowiadania,
ale ćwicz kreowanie oraz prowadzenie fabuły. W końcu nie samymi opisami
Czytelnik żyje. I powodzenia. :)
Tymczasem informuję, iż wybywam wkrótce na nieco
przeciągnięty urlop, toteż moja aktywność ocenowa nieco spadnie. Będę w
zbytnich rozjazdach, aby móc nad porządną oceną zasiąść, a jeśli ocenia miałaby
być nieporządna, to po co w ogóle ją pisać, czyż nie? Aczkolwiek kolejek i
takich tam administracyjnych spraw będę pilnować, spokojna głowa, nie zniknę
tak zupełnie. Autorce „Samanthy Riddle” daję tym samym możliwość wstawienia
nowego rozdziału, który obiecała, cytuję, napisać „najpóźniej do 16 sierpnia”
(czyli dzisiaj), po czym oddać becie. Jeśli ów rozdział się nie pojawi lub
jeśli autorka nie wykaże dalszego zainteresowania oceną do, powiedzmy, 16
września, zmuszona będę odmówić oceny. Tyle z ogłoszeń parafialnych.
Pozdrawiam wszystkich ciepło i lecę się schować na trochę
w Polszy,
Chiyo
Napisałam, że napiszę, ale nie opublikuję. Muszę przesłać mojej becie, a ona to opublikuje pod moim nickiem kiedy będzie mogła. Mamy wakacje, a ona nie ma teraz komputera przy sobie. Mi też szwankował laptop więc trochę to trwa. Mogę tylko powiedzieć, że notka na blogu pojawi się w sierpniu. Nawet jeśli pojawi się później to i tak proszę o ocenę. To, że nie pojawia się rozdział z miesiąc (mam powody), to nie znaczy, że nie jestem obecna na blogu.
OdpowiedzUsuńNie twierdzę, że nie masz powodów. Po prostu nie zamierzam się zabrać za ocenę bloga, na którym nowego rozdziału nie było od miesiąca, jeśli autor nie wykazuje ową oceną zainteresowania.
UsuńDziękuję za odpowiedź i pozdrawiam,
wykazuję i to bardzo. Oceń, a na pewno przeczytam ocenę.
Usuńlum pisze, że nie ma internetu i nie może skomentować. ponoć za to, co właśnie robię (informuję Cię o tym), uzyskam jej dozgonną wdzięczność. łihi.
OdpowiedzUsuńDziękuję za informację - akurat wynalazłam ją sama dzień czy dwa temu, jak czytałam komentarze na SiSOBie, ale dobrze się dowiedzieć bardziej osobiście. :)
UsuńTak się zastanawiam, czy autorzy dwóch ostatnich blogów odpowiedzieli ci jakoś na te oceny? Zrobiło mi się przykro, jak nie zauważyłam pod twoimi ocenami komentarzy od nich. Oceny są świetne: dopracowane, inspirujące, długie, chciałabym napisać jeszcze głębokie, ale nie wiem, czy to nie będzie głupio brzmiało :D. Może zamiast tego powiem po prostu, że sprawia mi prawdziwą przyjemność czytanie ich. A czytanie ostatniej oceny to była istna rozkosz :)
OdpowiedzUsuńI naprawdę miło, że jest w sieci ocenialnia, która zachowuje kulturę wypowiedzi. Ja jestem tą panią, co w przedostatniej notce zaczęła temat profilu oceniających. To tak dla jasności :) Naprawdę, niektóre ocenialnie funkcjonujące w sieci są lata świetlne za wami.
Macie we mnie stałego czytelnika :)
Czekam na następną ocenę.
Pozdrawiam.
Mysle, ze gdybys przeczytala rowniez komentarze, to zauwazylabys, ze autorka exuguum nie ma internetu, a odpisywanie z telefonu jest niewygodną rzecza. I zamiast zostawic byle co, woli poczekac az odzyska dostep do sieci i napisze komentarz adekwatny do poziomu oceny. :)
UsuńTak, udalo mi sie wreszcie dostac przez telefon na lawe. (prawdopodobnie nie macie wlaczanej wersji mobilnej :<) Przepraszam za brak polskich znakow. Bardzo dziekuje za ocene, chyba jedna z lepszych jakie otrzymalam. Za poprawki juz sie biore, a bardziej rozlegly komentarz odnosnie tresci zostawie tu, zgodnie z obietnica, pozniej.
Pozdrawiam, lumaris
A to przepraszam, ja szukałam tylko dłuższych komentarzy, po tych krótkich nie patrzyłam, więc nie widziałam twojej informacji.
UsuńNie ma problemu :)
UsuńPo prostu nie chcialam, zeby ktos myslal, ze najpierw sama pod swoimi ocenami sie piekle, ze ktos nie raczy skomentowac, a potem sama sie nie odezwe :))
lumaris, tak, wiem, i od smirka, i od Ciebie. Rozumiem i nie przejmuj się. A co do włączenia opcji mobile na komórki, dziękuję, że mi o tym mówisz. Ja otwieram na telefonie przez Operę, to w sumie trudno stwierdzić, ale zmienię po powrocie do domu (czyli jutro).
UsuńPozdrawiam ciepło,
Ja również przez operę i miałam ten problem, że ładował mi się calutki szablon i dostanie się do komentarzy wymagało przewijania 3 km. Ale teraz jakoś jest już lepiej ;)
UsuńMam pytanie i prośbę równocześnie:
OdpowiedzUsuńSkoro Chiyo masz urlop do 1.10 to czy bym mogła zmienić szablon na moim blogu, skoro jestem pierwsza w kolejce, czy nie?
Możesz, pewnie, że możesz.
UsuńDziękuje.
UsuńJuż chyba kiedyś o to pytałam, ale przeszukałam komentarze Ławy i nie znalazłam tej informacji. Bardzo proszę, napisz mi raz jeszcze datę powstania Ławy :). Byłoby świetnie, jakbyś odpisała mi na Katalogu.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję z góry!