16 sierpnia 2012

|184| Exuguum


Nie wiem sama, czy to jakiś ocenowy power, czy może kontrast pomiędzy ocenianymi blogami (dłuższa całość wcześniej, zbiór krótkich opowiadanek teraz). Efekt pozostaje taki, iż zapraszam na salę lumaris.

§ Pierwsze wrażenie
A. Adres
Chyba łacina. Adres nie mówi mi absolutnie nic, Translator Google tłumaczenia nie znalazł, zatem gdyby nie fakt, iż czytałam zgłoszenie, nie miałabym najbledszego pojęcia, czego się spodziewać. Pewnie obstawiałabym za jakimś blogiem prywatnym, ale wtedy nie wylądowałby w mojej kolejce. Tak czy inaczej, gdybym ów adres zobaczyła bez jakichkolwiek wskazówek, nie wiem sama, czy bym zajrzała. Trudno także powiedzieć, jakoby był najłatwieszy do zapamiętania, chyba przez to podwójne „u”, a i posiadanie pamięci do obcojęzycznych nazw nie jest obowiązkiem. W związku z tym, a także wiedząc, iż to wyłącznie adres, nie tytuł całości stricte de facto (co najwyżej jej odzwierciedlenie), nie przechylam się ani na plus, ani na minus.

B. Grafika
Zielono-biała kolorystyka jest zdecydowanie śliczna i wiosenna. W dodatku zielony to mój ulubiony kolor (acz preferuję inne odcienie), to tym przychylniej patrzę. Zresztą, cała kompozycja jest na tyle skromna, ale urodziwa, że blog tchnie spokojem i zwyczajnie zachęca do lektury. Wieża Eiffela po prawej stronie urozmaica szatę, zapewniając jakiś punkt, na którym można zawiesić oko, ale nie rozprasza w trakcie lektury, co jest ważne. Jedynie czcionka, którą zapisywane są tytuły postów nie współgra mi z resztą szablonu. O wiele lepiej sprawdziłaby się ta, która zostałą użyta w nagłówku. Obecna wygląda na niedopasowaną, sprawia wrażenie odrobiny chaosu (przez to iż litery nie są równe) na tle tego spokoju. Aczkolwiek: gusta i guściki. Oprócz tego jednego nie mam się do czego przyczepić, jest przejrzyście i czytelnie, cała reszta mi się podoba. Z chęcią zabieram się z treść.

§ Treść
Dużo już minęło czasu, odkąd oceniałam zbiór opowiadań, całe lata. Rzadko się takie blogi do mnie zgłaszają, ot.
Pewnie Cię nie zdziwi zbytnio, jeśli, jak wielu innych oceniających w podobnych sytuacjach, wypowiem się na temat każdego tekstu osobno (z uwzględnieniem punktów: fabuła, dialogi i opisy, kreacja świata oraz bohaterowie – styl ocenię osobno), miast próbować bawić się w zbytnie ogóły, czyż nie?
Zacznę może od tektów, które wymieniłaś w pierwotnym zgłoszeniu, acz w kolejności przypadkowej.
I. Po prostu trwać i…
Nie ukrywam, że rozpocząwszy lekturę, nie wiedziałam, co myśleć. Na sam początek trafił mi się bardzo opisowy tekst, ale jednocześnie czuć w nim, iż nie jest pisany dla stylu, że jego celem nie było wprawienie mnie w osłupienie z powodu piękna opisów. Dopiero doszedłszy do końca, Czytelnik rozumie, że cała ta opisowa otoczka była jedynie próbą oszukania czujności, zmyleniem tropu, aby zakończenie wywołało mocniejszy efekt. Nie nazwałabym tego zakończeniem zwalającym z nóg ani szokującym – zaskakuje, owszem, ale nie do momentu, w którym powiedziałabym, że podobnego rozwiązania nie spodziewałabym się za żadne skarby w życiu. Rozumiesz, co mam na myśli? Podoba mi się kompozycja klamrowa, chyba tym bardziej iż jej dodatkową ozdobą jest dość kobiecy motyw pakowania i wypakowywania torby w kwiatki. Uroku dodaje także pewnego rodzaju pamiętnikowość tekstu, aczkolwiek tu trudno wywnioskować, na ile było to efekt zamierzony, a na ile skutek uboczny narracji pierwszoosobowej.
Na tak niewielkiej przestrzeni, ponad tysiąc dwieście słów to w końcu nie huk, trudno mówić o jakimkolwiek rozwoju postaci. Narratorka nie zdradza zbyt wiele o sobie, bardziej skupia się na mężczyźnie, jednak nadal wiemy o nim stosunkowo niewiele. W obecnej formie dodaje to nutki tajemnicy, zaś na tle wspomnianej wcześniej otoczki pozornie sielankowych i spokojnych opisów jest jedyną sugestią, że „sielanka” jednak nie będzie słowem, którym ten tekst określimy.
Dialogów jest ledwie garstka, co w połączeniu ze śladowymi informacjami o postaciach, jakie otrzymujemy, powoduje, iż nie są one ani sztuczne, ani fantastyczne. Są, nie gryzą, popychają nieco wydarzenia do przodu. Jedyne, do czego się przyczepię, to napisanie „ciebie” wielką literą w pierwszej pojawiającej się wypowiedzi.
Cóż mam powiedzieć o całości? Jest w znacznej mierze poprawnie, aczkolwiek widzę miejsce na poprawki i uczynienie całości jeszcze lepszej pod kątem stylistycznym. Czytało mi się miło, ale bez rewelacji czy też mocniejszych uczuć. Jest dobrze, może być lepiej, a emocje przy lekturze są sprawą bardzo subiektywną.

II. Błyska
Odczucia bardzo podobne do tych przy poprzednim tekście: jest poprawnie, jest miło, ale bez rewelacji. Jednak tak jak wcześniej nie gryzło, tak tutaj rozczarowuje. „Błyska” zmierza do zupełnie innego zakończenia, bardziej dramatycznego, gdzie potrzeba trochę napięcia. Patrząc na całość, zaczęłaś dobrze, ponownie zwodząc Czytelnika w błędne poczucie bezpieczeństwa. To później nastąpiło przyspieszenie, które zrujnowało klimat i sprawiło, że zakończenie przeszło bez echa i nie wywołuje emocji, które wywołać powinno: szok i chociaż odrobinę smutku. Nie bój się przedłużania, bo nie musisz od razu robić z tego powieści, możesz zachować tekst krótkim, ale dodanie przynajmniej paru akapitów pomoże zbudować napięcie i sprawić, że Czytelnik losami opisywanej bohaterki się przejmie. Tym bardziej że piszesz tutaj w czasie przeraźniejszym, który na niewielkiej przestrzeni stanowi bardzo zgrabne narzędzie do tworzenia dynamizmu oraz napięcia – pociągnięcie tego o krok dalej nie tylko się przysłuży napięciu, ale także nie zaburzy równowagi i nie sprawi, że czas teraźniejszy zacznie irytować czy wyglądać nie na miejscu.
Znowu występuje narracja pierwszoosobowa, w której narrator bardziej się skupia na towarzyszącej mu osobie i w efekcie wiemy o nim tylko tyle, że jest zakochanym mężczyzną. Jednak gdyby nie kilka słów w odpowiedniej osobie, to narrator równie dobrze mógłby być kobietą lub też osobą która nie utożsamia się z jakąkolwiek płcią. Narracja nie musi być stereotypowo męska, ale zedytowanie czegoś tu i tam na pewno dodałoby odpowiedniej ilości smaczków (a być może także i ciut charakteru samemu narratorowi, wykreowałoby go odrobinę?). A i po dopisaniu paru akapitów w celu stworzenia napięcia miałabyś świetną okazję, aby za jednym zamachem pokazać także narratora: kiedy się niepokoi, co się dzieje z jego kochaniem, kiedy drzwi pozostają zamknięte i się nie otwierają i tak dalej. Jego zachowania dobitniej poświadczą o charakterze, a diabeł tkwi w szczegółach, jak np. przeczesanie włosów lub zagryzienie wargi. Sama najlepiej wiesz, co ten facet robi, kiedy się niepokoi i denerwuje.
I podobnie jak w poprzednim tekście, dialogów jest niewiele (aczkolwiek nieco więcej) i znowu czepiam się pisania „cię” i „ciebie” wielką literą. Za pierwszym razem uznałam to za przeoczenie, ale teraz, widząc konsekwencję w tym działaniu, zaczynam podejrzewać niewiedzę. A że to rzecz niemal typowa u wielu blogerów, założyłam, iż jako nie tylko osoba pisząca, ale także oceniająca wiesz, iż w prozie jest to błąd, jeśli nie odnosi się do Boga czy osób obdarzanych szacunkiem. Jeśli wychwycę to samo w kolejnych tekstach, nie będę już wypisywać, dwa dobitne razy powinny Ci wystarczyć, aby zapamiętać i samej przejrzeć wszystkie pozostałe teksty. I przy okazji, liczby zapisujemy w prozie słownie, nie cyframi, unikamy również skrótów (napisanie „hektopaskale” zamiast „hPa” nie pożre całego wolnego czasu jak masz).
Jedyne, co przy ocenie tego tekstu będzie się różnić, to elementy muzyczne. Na początku „Błyska” niemal co chwila zarzucasz nazwiskiem wykonawcy, tytułem piosenki lub nawet jej fragmentem. Jedno czy dwa podobne napomknięcia dodają klimatu, pokazują postaci z punktu widzenia ich gustów muzycznych – ale przegnij z proporcjami, a sprawiasz wrażenie, jakbyś na siłę próbowała Czytelnikom przekazać każdy utwór, który Cię zainspirował czy nawet jakbyś zamierzała wrzucić do krótkiego tekstu całą swoją playlistę. W obecnej ilości te wszystkie tytuły i nazwiska niczego do tekstu nie wnoszą, ani do nastroju, ani do fabuły, zatem oponowałabym za cięciem, jeśli koniecznie chcesz ich choś trochę zostawić.

III. Paryż – dzień I
Kompletnie nie wiem, co powiedzieć, czy w ogóle mogę cokolwiek powiedzieć, skoro o stylu pragnę się wypowiedzieć osobno. Tekst dosłownie ociera się o miano podwójnego drabble – sto dziewięćdziesiąt dziewięć słów na liczniku. Sto dziewięćdziesiąt słów opisów i sto dziewięćdziesiąt słów, w których nie widać fabuły, co najwyżej ostatnie zdanie mogłoby być jej zalążkiem. Zalążkiem, niczym więcej.
Po przeczytaniu podstrony „Autorka” wiem, iż jesteś w Paryżu zakochana, co w połączeniu z datą na końcu sugeruje, że napisałaś „Paryż” pod wpływem emocji zwiedzania. I nie ma w tym nic złego, podróże inspirują, a kto powiedział, że mamy nasze przeżycia z nich relacjonować w sposób nudny i mało kreatywny? Z tym że z punktu widzenia oceny i patrząc na ten kawałeczek tekstu pod kątem literackim, mogę się wypowiedzieć wyłącznie o stylu i opisach. O tym pierwszym posłuchasz ode mnie później, ogólnie, a o drugim powiem, iż są dobre, ale mało. Ty wiesz, co widziałaś, ale dla Czytelnika te sto dziewięćdziesiąt dziewięć słów to ledwie szkic tego, o czym mówisz. Osobiście nie mam najbledszego pojęcia, co opisujesz ani na czym dokładnie powinnam się skupić. Chodziło Ci o wnętrza i wygląd, bodźce wzrokowe? A może próbowałaś przedstawić mi astmosferę, jaka tam, w tamtym miejscu i czasie, panowała? Nie wiem i nie jestem w stanie tego wywnioskować nawet po trzykrotnej lekturze.
Wychodzę z założenia, że im tekst krótszy, tym powinien być mocniejszy, co jest trudniejsze do osiągnięcia, jeśli nie mamy fabuły. Tekst tak krótki i bez fabuły, aby był naprawdę zapadający w pamięć i czystą przyjemnością do czytania, powinien nadrabiać nieziemskim stylem lub opisami tak bogatymi, że aż ocierającymi się o przepych – nie mówić tylko o tym, co widać i ewentualnie słychać, ale uwzględnić także inne zmysły, węch, dotyk, smak jeśli tylko dasz radę (a nuż ów wspomniany na początku on nadal miał na języku smak wina, bagietki lub sera, którymi się raczył, zanim postanowiłaś napisać ten tekścik?), używać jak najbogatszego słownictwa, zgrabnych metafor i porównań, malować słowem, zamiast używać go jako klucza (a więc nie mówić „zachodzące słońce” tylko ów zachód pokazać).
Tak, mam bardzo mieszane uczucia co do „Paryża”. Nie bez powodu nie oceniam pamiętników ani blogów z podróży, a tutaj zahaczyłaś właśnie o to, przez co trudniej mi spojrzeć z czysto literackiego punktu widzenia. Jeśli pytasz o moje osobiste odczucia, to mówię, że jest za mało, że skoro już planujesz uraczyć mnie tekstem opisowym, to owe opisy rozbuduj i pokaż mi więcej, bo teraz uchyliłaś kurtynę na sekundę, po czym zasłoniłaś ją z powrotem. Jeśli rozwijać tekstu nie chcesz, ale nadal chciałabyś, aby „Paryż” był bardziej literacki aniżeli osobistą relacją, to sugeruję pobawienie się z już napisanymi opisami oraz próbowanie zabaw ze stylem, stawiania sobie wyzwań i staranie się wyjść poza znany już sobie ramy. W tej sytuacji naprawdę trudno mi powiedzieć cokolwiek więcej.
Ha, i kto by pomyślał, że aż tak się rozgadam na temat stu dziewięćdziesięciu dziewięciu słów.

IV. Początek – niebieski dom (z podstrony Feliks)
Zanim przejdę do wyrażania swoich opinii o samym tekście, odpowiem na Twoją prośbę, abym powiedziała, czy coś z tego może być, czy da się to pociągnąć itp. Kochana, wszystko zależy od Ciebie i Twojej wyobraźni. Jeśli masz pomysł i jeśli ten fragment chcesz rozwinąć, to co Cię powstrzymuje? Czyjaś opinia? To zakrawa na pisanie pod publikę, czemu jestem przeciwna. Każdy pomysł znajdzie swoich fanów, a jeśli na dodatek poświęcisz mu czas, aby i dopieścić fabułę, i zadbać o estetykę oraz poprawność, to na pewno zyska także uznanie w tych co bardziej krytycznych oczach. Nikt nie ma prawa zmuszać Cię, abyś coś ciągnęła, jeśli we własnej głowie uważasz to za skończoną całość, a i nie wypada nikomu nakazywać, byś pisać przestała, jeśli chcesz tekst rozwijać (no, chyba że Twoja pisanina byłaby literackim odpowiednikiem zgrzytania paznokciami po tablicy i nie miałabyś aniu drygu do pisania, ani pomysłów, ale tak nie jest). Zresztą, każdy człowiek ma nieco inną wyobraźnię. Co z tego że mogłabym sobie uważać, przykładowo, iż nic się z tym nie da dalej zrobić, skoro ktoś inny może mieć odmienne zdanie? Ja mam zupełnie inne pomysły, myślę pod innymi kątami i mam inny bagaż doświadczeń od Ciebie – nie musisz dochodzić do tych samych wniosków względem kontynuacji jakiegoś fragmentu. Jeśli koniecznie chcesz, aby ktoś podzielił się z Tobą pomysłami, zrób to z kimś zaufanym literacko, prywatnie, kto przy okazji nie miałby także nic przeciwko temu, abyś jego idee wykorzystała. Na takim etapie własność intelektualna to wręcz cień ducha, ktoś może się zapędzić w rozwijaniu Twojego tekstu, a potem stwierdzi, że to jest zbyt dobre, że tego pomysłu nie odda, tylko napisze sam. Tak powstają niektóre fanficki i dzieła inspirowane innymi. Powracając zatem do głównej myśli: jeśli Ty masz pomysł, aby początek Feliksa rozwinąć, to go rozwijaj. Jeśli nie masz, ale czujesz, że żal by Ci było zostawić wszystko na obecnym etapie, to zgadaj się z jakąś literacką przyjaciółką czy przyjacielem i z nimi konsultuj wszelkie idee. A jeśli pomysłu nie masz i nie czujesz potrzeby ciągnięcia tego dalej – to nie ciągnij. Sprawa naprawdę jest tak prosta. Nie jesteś autorem pod presją, któremu chciwe wydawnictwo każe zrobić trylogię z dylogii (zdarza się to w pewnych miejscach zdecydowanie zbyt często, niestety), jak zgaduję, piszesz, bo sprawia Ci to przyjemność, więc nie zastanawiaj się nad tym, co powinnaś zrobić ani nad tym czy coś ma szansę, tylko pisz, ile chcesz. W końcu jeśli nie wyjdzie, nikt tego nie musi oglądać, nieprawdaż? ;)
Okej, kończę swoje wywody; przepraszam, jeśli zabrzmiało to zbyt moralizatorsko albo, nie daj Bóg, protekcjonalnie, bo absolutnie nie miało. Czasem łatwo się zapędzić w przedstawianiu swoich poglądów, ale w żadnym wypadku nie próbowałam powyższą wypowiedzią potraktować Cię jako Głupiutką Amatoreczkę, Której Trzeba Wyłuszczać Prawdy Życia.
Feliks. Początek. Jako pierwsza ciśnie mi się na usta uwaga, aby ten pierwszy akapit podzielić. Nie ze względu na długość, ale dlatego iż akapitem rozpoczynamy nową myśl, podczas gdy w tym jednym nowych myśli są przynajmniej trzy, jak nie cztery. Osobiście trzymam się wytycznej, aby wszelkie zwroty akcji rozpoczynać od nowego akapitu, bo to podkreśla ich odmienność od rzeczy opisywanych wcześniej, a także nagłość. Zatem drugi akapit mogłabyś wstawić od „Nagle hałas z ulicy […]”, kolejny od „Gdy ponownie podniósł powieku […]”, następny od „Po chwili przypatrywania się im […]”, a ostatni od „Kiedy chciał znowu odejść […]”. Mając całą tę masę tekstu zbitą w jeden kawał, tracisz na dynamice, kompletnie nie podkreślasz subtelnej oddzielności poszczególnych wydarzeń, a że nie piszesz strumieniem świadomości, to tym bardziej nie widzę powodu, aby akapitów unikać.
Jednak ogólnie tekst wywarł na mnie pozytywne wrażenie, trochę go oszlifować i skupić się na stylu (rany, powtarzam to aż do znudzenia, co?), a powiedziałabym wręcz, że przypadł mi do gustu i się podobał. Nie wiem, czy to wina lecącej w tle najnowszej płyty zespołu The Offspring, czy może opis ulicy wywołującu wyobrażenie ulicy z „Gotowych na wszystko”, które ostatnio oglądam przy śniadaniu, czy może to jednak przez te nagie blond niewiasty niczym panny z jakiegoś popularnego klubu w college’u, ale całość miała dla mnie nieco amerykański wydźwięk, pomimo tej bardzo nieamerykańskiej ulicy Spokojnej. Opisy są z pewnością obrazowe, nie miałam najmniejszych problemów z wyobrażeniem sobie miejsc i osób ani z poczuciem klimatu. Fabuły jako takiej nie ma, ale coś się dzieje, więc nie czytamy dla opisów, tylko śledzimy, co takiego ten nasz pijaniutki Feliks widzi (a co poniektórzy, jak ja, być może się zastanawiają, kiedy wreszcie tego kolorowego pawia puści, ale to bardzo cyniczna myśl, więc nie zakładam, aby było nas zbyt wielu). Przy tym tekście jestem zdecydowanie na tak, byłam zainteresowana od początku do końca. I chociaż znowu o głównym bohaterze wiemy tyle co nic, pomimo iż narracja jest trzecioosobowa, to na przestrzeni pięciuset słów jest to zrozumiałe i wybaczalne, szczególnie iż kręujące atmosferę i otoczenie opisy oraz nutka oryginalności w postaci pijańskich wizji zdecydowanie za ten brak wyrazistszego bohatera nadrabiają.

V. Kobieta, Miasto i Muzyka
Zacznę od czepiania się: wystąpiła drobna niekonsekwencja w zapisywaniu tytułowych słów wielką literą. Popraw, proszę.
Wreszcie nastąpiła kreacja postaci w jakichś (nieco) większych ilościach. Dowiadujemy się czegoś o Kobiecie, mamy okazję ją trochę poznać, dowiadujemy się o jej stanie emocjonalnym – i dlatego zakończenie jest tym bardziej przykre. Przykre, że niektórzy podejmują właśnie taką decyzję i tylko takie wyjście w swoich sytuacjach widzą.
Mamy także do czynienia z nieco wyraźniejszą fabułą, gdyż już od początku tekstu otrzymujemy wskazówki, że coś jest nie tak, że coś nie będzie tutaj radośnie. Opisy ładnie oplatają fabułę, nie robiąc z niej szokującego dramatu, ale raczej chwytając Czytelnika za rękę ze słowami „Pójdź, przeprowadzimy Cię tą drogą, poznasz z nami tę historię”. Nie mamy rozpaczać ani się dziwić, no, chyba że obojętnością Miasta na takie ludzkie tragedie. I właśnie, personifikacja Miasta i Muzyki zdecydowanie dodaje tutaj uroku: Miasto, obojętny świadek, i Muzyka, w gruncie rzeczy jedyna rzecz, która jeszcze cokolwiek dla Kobiety znaczyła.
Tak, ten tekst na pewno mi się spodobał. Został dobrze wykonany, jakkolwiek to sztucznie nie zabrzmi, a przy okazji miał to coś, miał duszę, zmuszał do przystania choćby na momencik i do odrobinki refleksji. Więcej takich tworów, na takim poziomie, proszę.

VI. Niedojrzałe jabłka
„Ów” jest odmienne – zatem „ów słoń”, ale „owa reklama”.
O! Oto coś naprawdę świetnego! Tak pisz, tak jest prześlicznie. Mamy ładne opisy, przy których można się zatrzymać i nad nimi podumać – fragment o tym, że dla drzew ludzie muszą być obrzydliwi mnie zauroczył. Mamy ciekawego bohatera, którego kreacja jest o tyle przyjemniejsza, że tworzona przy pomocy narracji drugoosobowej. Mamy nieco fabuły w postaci życia owego chłopca, ale nie całego życia, tylko tego życia niegdyś wiązanego z jabłonią i jej owocami. I na końcu mamy, wiadomo, zakończenie, o tyleż zgrabniejsze, że niespodziewane i nieco sentymentalne. Tylko błędy mogę Ci wytknąć, reszta jest bardzo dobra i ujmująca. Mówię szczerze!

VII. Pola słoneczników
Tu wytknę pisownię partykuły „nie” z częściami mowy – z przytmiotnikami piszemy łącznie, a zatem nie „nie logiczne” tylko „nielogiczne”. Dwa razy zniknął także akapit, po dialogach, coby rzecz uściślić, zbystrzyłam także literówkę („odpowiedz” zamiast „odpowiedź”).
Z rzeczy poważniejszych: „Wszystko jest pięknem skazanym na koniec — nawet twój wymyślony profil trzydzieści centymetrów ode mnie.” Jak profil, jakikolwiek, może być wymyślony? Wymyślony profil to, na przykład, profil muzyki mariachi w liceum ogólnokształcącym im. Dumbledore’a w Pcimiu Dolnym, ale ludzki profil może być co najwyżej zamyślony. No, chyba że ten profil, podobnie jak wspomniane wyżej liceum, także nie istnieje, wtedy może być wymyślony, ale w takim wypadku – kto prowadził samochód?
Mówiąc szczerze, nie mam pojęcia, o co tu chodzi. Jakaś para sobie gdzieś jedzie, na początku chyba się kłócią – ale że nie wiem o co, to po samych wypowiedziach bez kontekstu trudno to stwierdzić z jakąkolwiek pewnością – a reszta tekstu to dość natchnione rozważania o słonecznikach, przez których pole przejeżdżali. Nie widzę fabuły, nie widzę celu tych słoneczników, widzę tylko słowa, które niby same w sobie mają sens, ale czy coś się pod nimi kryje – ChaGieWu. Przeczytałam tekst po raz drugi i nadal wiem tyle samo, czyli nic. Nawet przy lekturze „Paryża” nie byłam aż tak skołowana, tam czułam, że o coś jednak chodzi, że opisy miały jakiś cel, nawet jeśli dość prywatny i niekoniecznie w stu procentach literacki. A tutaj? O co tutaj chodzi? Po co ten tekst został napisany? Nie jestem zwolenniczką pisania dla samego pisania, więc jeśli się okaże, że wcale nie jest ze mną tak źle i jednak nie było w tym celu, to będę dość niezadowolona. Czytelnik sięga po opowiadania, aby się oderwać od swojej rzeczywistości, co wychodzi najlepiej, jeśli może się zatopić w innej. W czym miałby się zatapiać przy „Polach słoneczników”? Póki co nie widzę żadnej odpowiedzi, może Ty mi jej udzielisz? Wtedy być może będę w stanie powiedzieć o tekście coś więcej.
Poziom zawyżony „Niedojrzałymi jabłkami” nieco opadł, ale jednak jest lepiej niż przy tych pierwszych czytanych przeze mnie tekstach, zaczynasz się rozwijać i pisać coraz ładniej. O bohaterach jednak znowu nie ma się co wypowiadać, bo po prostu tam są, ale tak jakby za podświetloną kurtyną. Może mają jakiś charakter, a może nie, ale póki co Czytelnik wie jedynie, iż postaci istnieją, ale nic o nich nie jest w stanie powiedzieć.

VIII. Od godziny umierałem
„Moje ego wisi kilka metrów nad moim ciałem, które w dość dziwnej pozycji zatrzymało bez ruchu na stoliku do kawy.” – zatrzymało się.
Znowu cyfry, ale oprócz tego, jeśli jeszcze kiedyś będziesz miała okazję napisać „dwa i pół metra cyframi”, to nie stawiaj spacji po przecinku. Sztuczkami próbujesz sprawić, abym się powtarzała? Dwa razy zniknęła spacja („napytanie” i „uboku”).
Hmm, ciekawy tekst, ciekawy. Mógłby być bardziej dopieszczony, chętnie zobaczyłabym tu mniej zaimków oraz pociągnięcie niektórych myśli ciut dalej, rozwinięcie ich, ale i w obecnej formie też da się zauważyć urok tekstu. Trochę ponury i smutny, ale jednak urok. Przeżycia wewnętrzne prezentują się, według mnie, bardzo realistycznie (nie przeżyłam co prawda śmierci kogoś mi bliskiego, lecz niejeden jest rodzaj żałoby), a motyw nieświadomości z rzeczywistego upływu czasu zdecydowanie działa na korzyść tak fabuły, jak i wiarygodności uczuć bohatera. Który to bohater jest jednym z tych nieco wyraźniejszych, jakich u Ciebie spotkałam. Wreszcie narracja pierwszoosobowa pomagająca w poznaniu narratora.
Ogólnie jest to tekst dobry, z pomysłem, acz na Twoim miejscu dopieściłabym jeszcze wykonanie, a także nieco rozwinęła niektóre myśli. Mogłabyś, na przykład, rozbudować myśl, iż głos nie wiedział, czego ona by chciała. Albo skupić się troszeczkę bardziej na pragnieniu śmierci u narratora. To tylko przykłady. Nie trzeba wiele, tak naprawdę, ale widzę, że mogłoby być nie tylko dobrze, ale wręcz świetnie.

IX. Morskie
Literówka sztuk jedna.
Tak trochę o niczym ten tekst, skupiony na opisach. Niby coś się tam dzieje, mamy narratorkę, która czuje, że musi pisać, coś tam wspomina o planach na przyszłość, ale to, tak naprawdę, niczego nie wnosi. Opisujemy dla opisów, okej, niech będzie, ale lojalnie uprzedzam, że nie jest to mój ulubiony rodzaj tekstów, nawet twory bardzo opisowe wolę czytać, jeśli te opisy się na czymś koncentrują: na osobie, wydarzeniu, rzeczy, emocji, na czymś. Żeby nie było nieporozumień, „Morskie” nie jest złym tekstem, samo w sobie jest całkiem dobre – po prostu nie w moim guście, a i trudno powiedzieć, jakoby do Twojego dorobku literackiego wnosił jakoś ogromnie wiele. Napisany został poprawnie, pod koniec nawet pojawiła się odrobina emocji, acz raz zgrzytnęłaś mi aż tak, że wypiszę: „Nie zostawił w swoim domu nic — oprócz zapachu starego pisarza, tylko to biurko i stara maszyna koloru morskiego.” Ta „maszyna koloru morskiego” brzmi sztucznie i nieelegancko, szczególnie na tle zgrabnej, dopieszczonej reszty. Nie sądzisz, że lepiej by brzmiała, na przykład, „maszyna w kolorze morza”?
Bez zachwytów z mojej strony, ale jest dobrze.

X. Zero bezwzględne
Brakuje wcięcia akapitowego przy czwartym akapicie.
Ujęłaś mnie „Zerem bezwzględnym”. Ale nie jako oceniającą, a czytelniczkę. Bardzo łatwo mi się z tym tekstem utożsamić, zrozumieć, przez co przechodzi bohaterka, bo zostało to opisane w sposób realistyczny i wiarygodny. Nie wiem, czy ktoś, kto podobnej pustki nie odczuł, byłby w stanie ją zrozumieć po tych opisach, w końcu nie jestem taką osobą, ale wydaje mi się, że tak. Napisałaś wszystko zgrabnie, a jednocześnie prosto, bez owijania w bawełnę ani dramatyzowania. Równie ładnie zarysowałaś kontrast pomiędzy pierwszą i drugą połową tekstu, nie tylko wydarzeniami, ale także formą. W pierwszej mamy więcej celowych powtórzeń, więcej równoległych struktur („[paragraf] on był …; [paragraf] ona była …”), co daje poczuć, jak się dopełniali, a później – jaka nastała pustka, gdy zabrakło Ciemności. Raczej nie powiedziałabym, jakoby tekst miał fabułę, a raczej że kręci się wokół jasno określonego wydarzenia. Gdybyś zaczęła wyjaśniać, jak/dlaczego Ciemność odszedł, wtedy pewnie zaczęłabym mówić, iż mamy jakąś fabułę – ale wtedy też mogłabyś łatwo zepsuć ów klimat. Tutaj nie chodzi o żadne „dlaczego”, ale o przeżywanie tych uczuć.
Ładnie, naprawdę bardzo ładnie.

XI. Aleja
Zabrakło wcięć akapitowych przy akapitach trzecim, piątym, szóstym i siódmym. A także to: „Nie widzę w sensu moich dążeniach.” – sensu w, odwrotnie.
Chwilowy brak słów zastąpię emotikonką: o.O. Chaos na początku tekstu trochę mi przeszkadzał, ale kiedy doszłam do przedostatniego akapitu, chaos nabrał sensu. Nie wiem, co o tekście myśleć. Na pewno jest inny od pozostałych, które dotąd przeczytałam. Nie gorszy, lecz trudno mi stwierdzić, czy lepszy. Inny, bardzo inny. Pozwól, że zapytam: jakiś Twój eksperyment?
Opisy na pewno są dobre, oddają nastrój „Aleji” i dodają charakteru. Dobrze wykonany, wygląda także na dopieszczony. Albo byłaś w takim wirze tworzenia, że Wena Wyższa przejęła nad Tobą kontrolę, bo dałaś się jej poprowadzić. Którekolwiek to było, liczy się efekt, a ten jest naprawdę… Naprawdę.

XII. Une parisienne
„Pozostanie dla mnie zagadką, nieistotnym cieniem w mojej przeszłości.” – jeśli jest nieistotnym cieniem przeszłości, to czemu narrator ją pamięta i o niej pisze? Logika się kłania.
„Tak naprawdę była dla nas zagadką, czymś kilometry świetlne nad nami, w piramidzie niesamowitości.” – nie istnieje coś takiego jak kilometr świetlny. Mamy kilometry i lata świetlne, obie będące jednostkami odległości.
Literówka sztuk jedna.
Kolejny opisowy tekst, acz tym razem, o dziwo, skupiamy się na osobie. To mi się podoba zdecydowanie bardziej. Mnie naprawdę nie przeszkadzają opisowe opowiadanka, pod warunkiem że te opisy czegoś dotyczą. Ciekawy sposób wykreowania postaci, pokazuje, że gdyby przyszło do powieści, nie ograniczyłabyś przedstawienia bohaterów do banalnego „To był Tomek. Miał brązowe włosy i oczy. Był przyjacielski i zabawny, ale często się obrażał” i koniec.
Jako tekst sam w sobie „Une parisienne” nie jest wybitny, ale bardzo dobry już tak i czyta się go przyjemnie. Z chęcią zobaczyłabym go wewnątrz czegoś większego. Może to być fragment gdzieś w środku, kiedy opisujesz bohaterkę, może to być początek jakiegoś dłuższego opowiadania (jeśli, oczywiście, miałabyś na takie pomysł), mogłoby to być również wcale zgrabnym epilogiem. Po prostu czuję, że jakkolwiek sam w sobie tekst jest dobry, wyróżniający się i zapadający w pamięć, to będąc elementem układanki wyglądałby tym lepiej, tym mocniej by się wyróżniał i zapadał w pamięć. Ot, miałby okazję zalśnić.

XIII. W niedziele kocham Cię najmocniej
„Trzysekundowe”, nie „trzy sekundowe”. I cóż to, cztery dłonie? Czyżby kosmiczny seks? Pierwotnie zabieg może i wydawał Ci się zgrabny, ale porzuć go, bo podczas lektury brzmi dość głupio, właśnie jakbyś opisywała zbliżenie kosmitów – albo hinduskich bóstw, ale o to Cię akurat nie podejrzewam.
„Powieki opadające wraz z każdą rozkoszy.” – albo „każdą rozkoszą”, albo „każdą z rozkoszy”.
Bardzo ładny opis sceny erotycznej. Gdybym to ja pisała, dopieściłabym go trochę bardziej, odrobinę zredukowała ilość urywanych zdań, niektóre można spokojnie połączyć i nic nie stracić z dynamizmu ani napięcia. Bez wulgaryzmów i ze smakiem, pewne opisy szczerze mnie ujęły, jak na przykład dłonie ginące w splotach czekolady czy to ciemne niebo nad morzem pragnień pod koniec. Niewiele mogę zarzucić, toteż chwalę.

XIV. Sen
O! Takie prawie drabble – dziewięćdziesiąt trzy słowa na liczniku. Nie wyszło pełne drabble czy w ogóle nie celowałaś w tę formę?
Cóż, im mniej słów, tym bardziej należy każde z nich ważyć na najdokładniejszej z wag. Według mnie zaimek dzierżawczy we fragmencie „Nad moją twarzą miałam listę rzeczy […]” wyłącznie ciąży i powinnaś się go pozbyć.
Przyjemnie napisany fragmencik, aczkolwiek bez rewelacji. Nie próbujesz kryć, iż opisujesz sen, więc zakończenie robi wyłącznie to – kończy. Nie zaskakuje ani nic. Mnie nie porwało, chaotyczne sny nie są czymś, o czym jakoś specjalnie chciałabym czytać, a już na pewno nie w mniej niż stu słowach. Coś się dzieje, ale mnie to kompletnie nie obchodzi, bo ani do niczego nie prowadzi, ani nie zostało w pasjonujący sposób opisane. Jest sobie sen, opisany bardzo prosto i konkretnie, bez większych ozdobników, sen się kończy. Jak już powiedziałam, uważam, że im krótszy tekst, tym bardziej powinien być mocny, zaskakiwać, bawić, wgniatać w fotel, cokolwiek – ale nie powinen przemijać bez echa. A ten, niestety, przemija, bo ani pobudka nie dziwi (to w końcu sen, żaden nie trwa wiecznie), ani w tym śnie się nic pasjonującego nie dzieje. A szkoda, bo czuję, że mogłabyś napisać mocne drabble.

XV. Idalandia
Zniknęły wcięcia akapitowe w niemal całym środku.
„Ewentualnie, jeśli jakaś osoba ją bardzo zaintrygowała, pozwalała jej przekroczyć próg w całości, nie rozdzieliwszy przed zaproszeniem jej na części.” – powtórzenie, tym brzydsze że zaimka.
Bardzo… metaforyczne ujęcie czyjegoś życia. Dobrze, że tekst jest krótki, gdyż na długą metę taki brak konkretów oraz udziwnianie mogłoby męczyć. Fabuły trudno się doszukać, bohaterka jakaś jest, aczkolwiek przedstawiona tylko tyle, ile niezbędne jest nam o niej wiedzieć, dialogów brak. Nic konkretnego ode mnie tutaj nie usłyszysz, bo i niewiele konkretów jest w samej „Idalandii”. Subiektywnie, tekst, jak wiele innych, które u Ciebie przeczytałam, jest okej, przyjemny do przeczytania na raz i pójścia sobie gdzieś dalej, ale sama nie znalazłam niczego zwalającego z nóg ani czegoś, co wyryłoby się w mojej pamięci. Zgaduję, że gdybyś poświęciła „Idalandii” chwilę teraz, pomyślała o niej trochę, po czym przystąpiła do kolejnego szlifu, to zaszłaby zmiana na lepsze, jednak zmuszać Cię nie zamierzam.

XVI. Życie na puchatym dywanie
Kompletny brak wcięć akapitowych. Literówka sztuk jedna („nasz otacza”).
Spodobał mi się „horyzont małych przyjemności”. Zaiste zacne to, podoba mi się.
Lecz oprócz tego, to kolejny tekst, gdzie nie wiem, o co chodzi ani co myśleć. Opisy wydają mi się chaotyczne, bardziej ukrywając sedno tworu, niż oprawiając go w ramkę. Dostrzegam przebłyski, pod koniec dowiaduję się, że mowa jest o jakimś dziecku, ale na samą myśl, że musiałabym się przedzierać przez chaos opisów, odechciewa mi się poszukiwań. Czytelnik nie zawsze ma ochotę przegrzebywać się przez tekst, aby się czegoś dowiedzieć. Nie twierdzę, że wszyscy poszukują łatwej rozrywki i rzeczy pisanych sposobem kawa na ławę, ale tekst nie musi być… poplątany jak gąszcza lian w dżungli, aby stał się „trudną lekturą” czy też lekturą zmuszającą do refleksji, przemyśleń. Tym bardziej że dla mnie takie chaotyczne pisanie kojarzy się z pisaniem dla samego pisania, bez celu, ot, bo ma się ochotę pisać. Nie ma nic złego w ochocie na pisanie, ale pozwolisz, że pozostanę fanką lektur, które jednak miały jakiś cel podczas tworzenia, choćby i tak banalny jak rozrywka i oderwanie mnie, czytelniczki, od mojej rzeczywistości.

XVII. W dół
Zniknęły ostatnie trzy wcięcia akapitowe, a także pierwsze, trzecie i czwarte. Przypomnę także o pisowni „nie” z przymiotnikami: „niemoralne”, nie „nie moralne”.
„Widzisz tą delikatną ciszę otulającą nasze ciała?” – tę ciszę.
A tutaj o dwa słowa za dużo na podwójne drabble. Dziwny tekst, niby o czymś, ale trzeba się dość dokładnie wczytać, aby wywnioskować, o czym. Opisami krążysz raczej dookoła tematu, dopiero pod koniec przechodząc bliżej sedna, a i te opisy same w sobie wielce powalające nie są; widziałam już lepsze w Twoim wykonaniu. Może być, ale „W dół” przechodzi w znacznej mierze bez echa, ot, coś na czym można zawiesić oko na minutę, a potem przejść dalej, bo tekst nie wciąga na tyle, aby poświęcić mu trochę więcej myśli. Przynajmniej nie mnie.

XVIII. Nadzieja
Kłania się pisownia czasowników z partykułą „by”: „dodawanoby”, nie „dodawano by”.
Zaczęłaś mocno i intrygująco. Po raz pierwszy początek jakiegoś Twojego tekstu przykuł moją uwagę aż tak. Jest bardzo szczery i łatwo się z nim utożsamić, każdemu, nie tylko osobom piszącym. Później to wrażenie nieco opadło, środek mógłby otrzymać więcej uwagi i chociaż parę nowych akapitów, zamiast trwać jak jeden blok nie do rozbicia. Dodasz i dynamizmu, i przejrzystości, jeśli go podzielisz.
Wrażenia jak najbardziej pozytywne. Co prawda (znowu) nie mamy do czynienia z optymistycznym tekstem, ale ma w sobie emocje, które odpowiednio wyraźnie oddałaś, a także widzimy jasno, o czym Nadzieja mówi, nie ma chaosu ani niczego innego, co by ów cel przysłaniało. No i sama bohaterka, dzięki owym emocjom, jest dobrze przedstawiona, na tyle, ile potrzeba w krótkim opowiadanku. Patrząc pod kątem stylistycznym, na pewno mogłoby być lepiej, w końcu czytałam te nowsze teksty i widzę różnicę. Jeśli kiedyś przyjdzie Ci do głowy pomysł, aby któreś ze starszych dzieł odkopać i je jeszcze raz oszlifować oraz wypolerować – zajmij się „Nadzieją”.

XIX. Aleksander
„Sprawiało wrażenie słodkiego — oblepione wyraźnie odcinającymi się od tła chmurami, niczym lekko zakurzoną watą cukrową. Aleksander odczuwał lekki niepokój […]” – powtórzenie.
„Naraz naszła Aleksandra dziwna, albo po prostu spowodowana jego ogromną ciekawością myśl, o czym śnią Ci ludzie […]” – teraz to sobie chyba kpisz z tym „ci” pisanym wielką literą. Jeśli to nie przeoczenie, to będę naprawdę zła. I tak, wiem, że miałam już tego nie wytykać, ale to zupełnie nowy poziom popełniania podobnego błędu.
„A o to nie spał […]” – oto.
Hmm, tekst niby jest dobry – ale sprawia wrażenie, jakbyś w połowie zmieniła co do niego zdanie. Lub niechcący zwodzisz Czytelników ku takim myślom. Zaczęło się ciekawie, Aleksander lubiący wschody słońca i wczesne poranki, budzi się o czwartej nad ranem i wszystko dookoła niego staje się powodem do rozmyślań. A później walnęłaś długim opisem tego, jak Aleksander wygląda, ostatni króciutki akapit, który nic nie wnosi, a wyłącznie kończy, i tyle. Co tu miało być? To miało być przedstawienie postaci? Jeśli tak, to ów opis powierzchowności Aleksandra pojawił się w kiepskim miejscu (w końcu już zdążyłaś Czytelnika zaintrygować jego myślami, a charakter przyciąga bardziej od wyglądu) i w nie do końca odpowiednich proporcjach (ten akapit kolos niemal jedna czwarta całego tekstu, a wnosi tylko tyle, że wiemy dość dokładnie, jak facet wygląda – czy na pewno wszystkie te informacje są Czytelnikowi niezbędne do szczęścia?). Jeśli to miało być pokazanie tego, o czym ktoś może myśleć o czwartej nad ranem, to po co przerywać ładnie prowadzone rozmyślania na rzecz opisu wyglądu, a potem nawet do wcześniejszych rozmyślań nie wrócić? Nie, zdecydowanie nie jestem przekonana. Zaczęłaś dobrze, ciekawie, wciągająco, ładnie wszystko opisałaś, a potem walisz takim czymś? Po co? Przecież dobrze Ci szło, jaki cały ten zabieg miał sens? I jaki cel ma ten tekst? Wydaje mi się, że jeśli jasno odpowiesz sobie na to ostatnie pytanie, sama dojdziesz do odpowiedzi, jak można by „Aleksandra” poprawić, aby nie pozostawiał już takiego gorzkiego posmaku rozczarowania po lekturze. Szkoda, naprawdę szkoda.

I tyle. Oceniłam, jak widać, wszystkie opowiadania, których nie oznaczyłaś gwiazdką, włącznie z najnowszym. Co o nich sądzę, właśnie przeczytałaś, toteż odpuszczę sobie podsumowania.
Rady? Hm, na pewno się jakieś znajdą.
Nie wiem, czy piszesz coś dłuższego, jakąś jedną całość, czy też te krótkie teksty to jedyne, co piszesz. Ale jakkolwiek na krótkich formach można się nauczyć naprawdę wiele – unikania wodolejstwa, opisów konkretnych sytuacji czy emocji, budowania napięcia, dialogów, naprawdę wiele – to jednak nie wszystkiego. Sugerowałabym, abyś skupiła się trochę bardziej na tworzeniu i prowadzeniu fabuły. Nie musisz nawet zaczynać powieści, drabble oraz krotkie opowiadania (ot, powiedzmy z dziesięć tysięcy słów maks) sprawdzą się równie dobrze. Dzięki pierwszym możesz nauczyć się, że tak powiem, walić prosto z mostu, a te drugie to okazja do ćwiczenia prowadzenia fabuły, a także prowadzenia Czytelnika przez wydarzenia, budowanie napięcia i takie tam. Nie twierdzę, że nie umiesz tego robić, bo w paru tekstach pokazałaś, że potrafisz, jak najbardziej. Ale biorąc pod uwagę ogólną lekturę Twojego bloga, wydaje mi się, że wszystko inne ćwiczysz już wystarczająco, podczas gdy fabuły tak jakby trochę tam brakuje.
No, mogłabym jeszcze zasugerować te dłuższe opowiadania w celu nauki kreacji świata. Na niewielkich przestrzeniach rzadko jest to priorytetem, często nawet nie ma zbytniego znaczenia, ale warto podobną umiejętność posiadać. Niestety, pisanie dobrych opisów, jak się przekonałam przy paru ocenach, nie zawsze idzie w parze ze zdolnością kreowania świata, bo autorzy często albo o tym zapominają, albo nie uważają to za dość ważne i ograniczają się do słów kluczy („pokój”, „szkoła”, „Paryż” itp.).
Hmm, jak tak teraz o tym myślę, to rzadko pisałaś dialogi, a jak już się pojawiały, były krótkie i po prostu były, ani porywające, ani koszmarne. Pozostanę chwilowo bez zdania w tej sprawie, acz skonsultuj się sama z sobą, czy jest to efekt celowy (tj. czy dialogów unikasz), czy raczej uboczny (po prostu nie miałaś natchnienia na opowiadanko je posiadające).
Więcej jednak zasugerować nie mogę. Przynajmniej nie w kwestii tego bloga. Poradziłam, co mogłam, przy poszczególnych tekstach, dorzuciłam do tego tych parę słów wyżej ogólem – niby co więcej miałabym mówić?

§ Styl
Trochę z tego, co zaraz przeczytasz, może zabrzmieć znajomo. Twój styl jest w większości poprawny, piszesz w sposób miły i, że tak to ujmę, nieinwazyjny ani dla oka, ani dla duszy. Jednocześnie sporo przechodzi bez większego echa, a rewelacji nie ma. Z jednej strony dobrze, masz na tyle ładny i lekki sposób pisania, że sama przyjemność z lektury (lub też jej brak) wynika z treści, nie z żadnych zgrzytów, nie mamy grafomaństwa, zatem możemy teksty po prostu czytać, aż się skończą. Ale z drugiej strony te najlepsze opowiadania, te zapadające w pamięć, charakteryzują się nie tylko historiami, które opowiadają, lecz także sposobem, w jaki zostały opowiedziane. Czasem jest to styl jako całość, a czasem pojedyncze zdania, fragmenty, metafory, opisy, cokolwiek. Tymczasem, chociaż czytało mi się lekko i gładko, rzadko natrafiałam na fragmenty, przy których bym się zatrzymała, już nawet nie tyle sapnęła z zachwytu, ale przynajmniej przystanęła na chwilę, cofnęła się do tych ostatnich kilku słów czy ostatniego zdania i przeczytała jeszcze raz, bo tak ładnie brzmi czy tak zgrabnie zostało skonstruowane. Co wynalazłam, to wymieniłam, ale sama przyznasz, że to niewiele. A cudnie byłoby zobaczyć takich momentów więcej, nawet niekoniecznie po jednym w każdym tekście, lecz właśnie paru więcej na tle wszystkiego, co przeczytałam, w końcu przy tworach tak krótkich nie w każdym utworze znajdzie się miejsce na coś wyjątkowego, acz postarać się można, oczywiście.
A po drugie, chociaż przeczytałam tyle opowiadanek, nadal nie widzę żadnych oznak, jakoby styl był Twój. Tutaj naprawdę zastanawiam się, czy przy każdym tekście próbujesz zrobić coś nieco innego niż poprzednio lub w nieco inny sposób, czy może taki jest stan rzeczy, ale przeczytałam i nie mam wrażenia, jakby je napisała jedna konkretna osoba pod tytułem lumaris. Raczej jakby wyszły spod palców jednej, ale bardzo ogólnej osoby, którą, tak naprawdę, mogłyby być dziesiątki osób: dziesiątki pisarzy o bujnej wyobraźni i niezłym pojęciu o tym, jak pisać a jak nie, dążących do bycia lepszym, ale stojących na tej wyspie pośrodku, która nie jest Geniuszem ani Literackim Koszmarem. Trudno ująć mi to jaśniej, przepraszam.
Z początku myślałam, że wszelkie poprawy w stylu zaszły chronologicznie, lecz skonsultowawszy się z ich spisem na blogu okazało się, że tylko przypadkiem tak wyszło przy moim nieco wybiórczym czytaniu. „Niedojrzałe jabłka” czy „Od godziny umierałem”, które orzekły mnie najbardziej, okazały się tekstami starszymi, nie młodszymi. Nie, nie próbuję Cię teraz straszyć, jakobyś prezentowała tendencję spadkową, wydaje mi się to raczej umiarowanymi wahaniami. Innymi słowy: miewasz teksty lepsze i gorsze (jak chyba każdy), ale nie popadasz w skrajności, tylko wahasz się wewnątrz jakiejś średniej. Jeśli chciałabyś te wahania wyrównać, zatrzymać się na jakiejś wyższej prostej, musiałabyś się zastanowić, dlaczego tak jest? Czy to Ty próbowałaś eksperymentować (wcześniej lub później)? A może odkryłaś nowe inspiracje? A może te nowsze tytuły uznałaś za nieco mniej potrzebujące zachwycających fragmentów? A może to jednak ja się czepiam i to za wszystkim stoi mój gust? Ty masz lepsze pojęcie o tym, jak piszesz i na czym się przy pisaniu oraz poprawianiu skupiasz, ja mogę co najwyżej przedstawić swoje zdanie á propos gotowych produktów.
Jednak, jak powtarzam zawsze i jak powtórzę teraz, styl przeciętny i niewyróżniający się jeszcze wcale nie jest zły. Nie bójmy się tego powiedzieć, każdy kiedyś taki miał, na dłużej lub krócej, ale miał, nawet najlepsi nie urodzili się ze stylami, za które ich znamy i podziwiamy, tylko pracowali ciężko, redagowali swoje dzieła, czytali twory innych, uczyli się metodą prób i błędów, czasem drobnego podpatrywania. To wspaniały fundament pod coś naprawdę dobrego i zachęcam Cię gorąco, abyś pisać nie przestawała. Nie zawsze będzie łatwo się zmotywować, w końcu na pewnym etapie trudniej zauważyć własne postępy, ale one będą, zapewniam. To trochę tak, jak z nauką języka obcego: na samym początku bardzo łatwo się zmotywować, bo nauka zdaje się iść ogromnymi krokami, nagle nie jesteśmy już zerem, a potrafimy już sklecić poprawne zdanie, przedstawić się, zapytać o godzinę. A później przychodzi ten moment, kiedy umiemy już dużo, możemy przeprowadzić w owym obcym języku całkiem sensowną rozmowę – i chociaż nadal idziemy naprzód, uczymy się nowych słów oraz konstrukcji gramatycznych, to stawiamy o wiele mniejsze kroki, toteż może się nam wydawać, jakobyśmy stali w miejscu. Ale tak nie jest, zatem pisz dalej, dużo czytaj, eksperymentuj (tak, zdecydowanie eksperymentuj, bo czasem miałam wrażenie, jakbyś się troszeczkę zamknęła w znanych sobie kątach i nie miała zbytnio odwagi wyprowadzić stylu dalej, w coś mniej znanego), podpatruj od innych to co dobre, zastanawiaj się, dlaczego coś jest dobre (świadome czytanie i analiza)…
I tyle.

§ Poprawność
A. Językowa
Znaczną większość wymieniłam już wyżej, zatem to pominę. Nie dlatego że jest nieważne, ale ponieważ już zostało powiedziane. Po co miałabym się powtarzać? Jesteś inteligentna, to zrozumiesz za pierwszym razem. Oprócz tego przyłóż się do przecinków, bo to taki przewijający się problem, aczkolwiek nie kolosalny, zdecydowanie możliwy do opanowania. O ile wiem, smirkowe poradniki na Katalogu Ocenialni czytasz, a te są najlepsze, jakie zdarzyło mi się czytać, więc konsultuj się z nimi jak najczęściej.
I tyle. Być może to przez fakt, iż nie czytałam niczego naprawdę długiego, ale jest poprawnie i więcej do zarzucenia nie mam. Po części to pewnie także zasługa wielokrotnego czytania i sprawdzania. Rób tak dalej, a będzie tylko lepiej. Gratulacje, tak trzymaj!

§ Oryginalność
Niełatwo jest się wypowiedzieć o oryginalności ogółem. Nie jest to jeden ze zbiorów opowiadań, które, oprócz autora, łączy coś jeszcze, na przykład przewijająca się fabuła lub gatunek. Mogę co najwyżej powiedzieć, które pojedyncze teksty uważam za oryginalne lub oryginalniejsze od pozostałych, a do tych należą: „Początek – Niebieski dom”, „Niedojrzałe jabłka”, „Od godziny umierałem” i „Aleja”. Jeszcze ewentualnie zastanowiłabym się, czy nie dorzucić tam także „Nadziei”, aczkolwiek nie jest to oryginalność aż tak wyraźna, jak przy poprzednich tytułach, zatem wstrzymam się od werdyktu.

§ Podsumowanie
Wiesz, zazwyczaj już w trakcie czytania, całkiem nawet prędko w mojej głowie pojawia się najbardziej adekwatny dla bloga wyrok. Czasem autorom udaje się go poprawić, a czasem nie, a w niektórych przypadkach wręcz spadają. Tutaj naprawdę minęło dużo czasu, zanim w ogóle doszłam do wniosku, co byłoby najsprawiedliwszą oceną, a i teraz jeszcze się zastanawiam, rozważam wszelkie za i przeciw. Hmm, hmm, a może, jednak hym, no ale, wzdych. Dobrze, nie będę Cię już dłużej męczyć, decyzja została podjęta i skazuję Cię na PRACE SPOŁECZNE.
Droga lumaris, momentami wahałam się, czy może jednak nie osądzić łagodniej i nie poprzestać na Upomnieniu. Sęk w tym, że, nie oszukujmy się, trochę Ci jednak do tego brakuje. Od bloga Upomnianego oczekiwałabym przynajmniej wyrównanego poziomu wśród tekstów oraz chociaż nieco wyrazistszego, bardziej stałego stylu. No i niepopełniania tak głupich, w sumie, błędów jak zapisywanie „cię” wielką literą czy pisanie liczb cyframi – lub też konsekwentnego poprawiania ich we wszystkich tekstach, nie tylko najnowszych. Jeszcze nie możesz się tym pochwalić, aczkolwiek te aspekty zdecydowanie są w zasięgu Twojej ręki – można by zatem powiedzieć, że skazałam Cię na Prace Społeczne z możliwością wcześniejszego zakończenia za dobre zachowanie lub też, mówiąc językiem szkolnym, z plusem. Pisz dalej i nie przestawaj nad swoimi opowiadaniami pracować, a także nie zapomnij uwierzyć w siebie. Jeśli masz pomysł, to go spisz, jeśli wyobraźnia podsuwa scenariusze, by coś kontynuować – kontynuuj. Nie ograniczaj się tym, co mogą powiedzieć inni, bo to ma akurat najmniejsze znaczenie. Spróbuj też napisać czasem coś mniej opisowego, za to bardziej skupionego na fabule, bo wydaje mi się, że tę umiejętność powinnaś w sobie rozwijać. Konkretne drabble lub nieco bardziej rozwinięte opowiadania, ale ćwicz kreowanie oraz prowadzenie fabuły. W końcu nie samymi opisami Czytelnik żyje. I powodzenia. :)
Tymczasem informuję, iż wybywam wkrótce na nieco przeciągnięty urlop, toteż moja aktywność ocenowa nieco spadnie. Będę w zbytnich rozjazdach, aby móc nad porządną oceną zasiąść, a jeśli ocenia miałaby być nieporządna, to po co w ogóle ją pisać, czyż nie? Aczkolwiek kolejek i takich tam administracyjnych spraw będę pilnować, spokojna głowa, nie zniknę tak zupełnie. Autorce „Samanthy Riddle” daję tym samym możliwość wstawienia nowego rozdziału, który obiecała, cytuję, napisać „najpóźniej do 16 sierpnia” (czyli dzisiaj), po czym oddać becie. Jeśli ów rozdział się nie pojawi lub jeśli autorka nie wykaże dalszego zainteresowania oceną do, powiedzmy, 16 września, zmuszona będę odmówić oceny. Tyle z ogłoszeń parafialnych.
Pozdrawiam wszystkich ciepło i lecę się schować na trochę w Polszy,

Chiyo

15 komentarzy:

  1. Napisałam, że napiszę, ale nie opublikuję. Muszę przesłać mojej becie, a ona to opublikuje pod moim nickiem kiedy będzie mogła. Mamy wakacje, a ona nie ma teraz komputera przy sobie. Mi też szwankował laptop więc trochę to trwa. Mogę tylko powiedzieć, że notka na blogu pojawi się w sierpniu. Nawet jeśli pojawi się później to i tak proszę o ocenę. To, że nie pojawia się rozdział z miesiąc (mam powody), to nie znaczy, że nie jestem obecna na blogu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie twierdzę, że nie masz powodów. Po prostu nie zamierzam się zabrać za ocenę bloga, na którym nowego rozdziału nie było od miesiąca, jeśli autor nie wykazuje ową oceną zainteresowania.
      Dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam,

      Usuń
    2. wykazuję i to bardzo. Oceń, a na pewno przeczytam ocenę.

      Usuń
  2. lum pisze, że nie ma internetu i nie może skomentować. ponoć za to, co właśnie robię (informuję Cię o tym), uzyskam jej dozgonną wdzięczność. łihi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za informację - akurat wynalazłam ją sama dzień czy dwa temu, jak czytałam komentarze na SiSOBie, ale dobrze się dowiedzieć bardziej osobiście. :)

      Usuń
  3. Tak się zastanawiam, czy autorzy dwóch ostatnich blogów odpowiedzieli ci jakoś na te oceny? Zrobiło mi się przykro, jak nie zauważyłam pod twoimi ocenami komentarzy od nich. Oceny są świetne: dopracowane, inspirujące, długie, chciałabym napisać jeszcze głębokie, ale nie wiem, czy to nie będzie głupio brzmiało :D. Może zamiast tego powiem po prostu, że sprawia mi prawdziwą przyjemność czytanie ich. A czytanie ostatniej oceny to była istna rozkosz :)
    I naprawdę miło, że jest w sieci ocenialnia, która zachowuje kulturę wypowiedzi. Ja jestem tą panią, co w przedostatniej notce zaczęła temat profilu oceniających. To tak dla jasności :) Naprawdę, niektóre ocenialnie funkcjonujące w sieci są lata świetlne za wami.
    Macie we mnie stałego czytelnika :)
    Czekam na następną ocenę.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysle, ze gdybys przeczytala rowniez komentarze, to zauwazylabys, ze autorka exuguum nie ma internetu, a odpisywanie z telefonu jest niewygodną rzecza. I zamiast zostawic byle co, woli poczekac az odzyska dostep do sieci i napisze komentarz adekwatny do poziomu oceny. :)

      Tak, udalo mi sie wreszcie dostac przez telefon na lawe. (prawdopodobnie nie macie wlaczanej wersji mobilnej :<) Przepraszam za brak polskich znakow. Bardzo dziekuje za ocene, chyba jedna z lepszych jakie otrzymalam. Za poprawki juz sie biore, a bardziej rozlegly komentarz odnosnie tresci zostawie tu, zgodnie z obietnica, pozniej.

      Pozdrawiam, lumaris

      Usuń
    2. A to przepraszam, ja szukałam tylko dłuższych komentarzy, po tych krótkich nie patrzyłam, więc nie widziałam twojej informacji.

      Usuń
    3. Nie ma problemu :)
      Po prostu nie chcialam, zeby ktos myslal, ze najpierw sama pod swoimi ocenami sie piekle, ze ktos nie raczy skomentowac, a potem sama sie nie odezwe :))

      Usuń
    4. lumaris, tak, wiem, i od smirka, i od Ciebie. Rozumiem i nie przejmuj się. A co do włączenia opcji mobile na komórki, dziękuję, że mi o tym mówisz. Ja otwieram na telefonie przez Operę, to w sumie trudno stwierdzić, ale zmienię po powrocie do domu (czyli jutro).
      Pozdrawiam ciepło,

      Usuń
    5. Ja również przez operę i miałam ten problem, że ładował mi się calutki szablon i dostanie się do komentarzy wymagało przewijania 3 km. Ale teraz jakoś jest już lepiej ;)

      Usuń
  4. Mam pytanie i prośbę równocześnie:
    Skoro Chiyo masz urlop do 1.10 to czy bym mogła zmienić szablon na moim blogu, skoro jestem pierwsza w kolejce, czy nie?

    OdpowiedzUsuń
  5. Już chyba kiedyś o to pytałam, ale przeszukałam komentarze Ławy i nie znalazłam tej informacji. Bardzo proszę, napisz mi raz jeszcze datę powstania Ławy :). Byłoby świetnie, jakbyś odpisała mi na Katalogu.
    Bardzo dziękuję z góry!

    OdpowiedzUsuń