Hej, z tej strony
świeży Ławy nabytek i jego ocena.
Nie powiem - mam
stresa, jawią mi się wizje dziwnych komentarzy z jakimś milionem zastrzeżeń,
dotyczących miliona literówek, miliona zgubionych przecinków i miliona
nieuzasadnionych, dziwacznych i niesłusznych opinii. Rany.
Tymczasem Nadia i
jej Nadiowe.
§Pierwsze wrażenia
A. Adres
Zdradza niewiele (w
sumie nic), ale jest przy tym prosty do zapamiętania – można by się pokusić
wręcz o stwierdzenie „banalny”, ale w zdecydowanie pozytywnym znaczeniu tego
słowa. Poza tym: krótki, polskojęzyczny i zgrabny. Och, ideał wręcz.
B. Grafika
Po pierwsze: a
nieprawda! Grafika prezentuje się w Operze czy Google Chorme równie dobrze jak
w Mozilli ;)
A poza tym – jest
ślicznie. Ilustracja w nagłówku zaiste słusznie wykonana, fajna kolorystycznie
i niebanalna, a co za tym idzie – blog wygląda niebanalnie. Poza tym jest
przejrzysto, czyta się naprawdę fajnie, problemów nie mam, nawet mimo
tragicznego wzroku. Niespecjalnie nawet przeszkadza obecność i szerokiej listy,
i spisu opowiadanek z boku, ot, dowolność w wyborze czytania, czy to
tematycznie, czy chronologicznie.
§Treść
Nie da się zbioru
opowiadań ocenić w typowych dla Ławy kategoriach (niemożliwością jest opisanie
w jednym podpunkcie wszystkich fabuł!), ale polecieć tak fristajlem też byłoby
grzechem – toteż choć będzie miejsce na typowe kategorie, każdy twór dostanie
swój osobisty komentarz, czasem dłuższy, czasem krótszy
Tyle fanfików! Tak
bardzo nie lubię fanfików...
Dlatego wezmę je na
pierwszy ogień, im szybciej się skończą tym lepiej. Na początek, te
potterowskie, to chyba łatwiejsze, bo z Potterem miałam do czynienia,
aczkolwiek nie czytałam na tyle uważnie, by wypomnieć jakieś szczegółowe błędy
z kanonu, na to nie licz ;)
„Chyba jej się podobam!”
Cudniaste,
naprawdę. Sympatyczne takie, fajnie jest sobie zasiąść nad czymś takim w piątek
po długim dniu spędzonym na klasówkach i innych drańskich rzeczach. Naprawdę
się uśmiałam – ba, uśmiałam to mało powiedziane, nic nie odda mojej reakcji
lepiej niż kolokwializm: ryłam totalnie.
Ładna kompozycja,
niby banalna (dialog Syriusz Huncwot+scena z Mary na zmianę), ale sprawia, że
tekst ma określoną rytmikę, jest prosty w budowie, ale dzięki temu bardzo
prosty w odbiorze. To też wpływa na moje ciepłe odczucia związane z tekstem –
miły i przyjemny, bez żadnych zawirowań i szaleństw.
Nawet puenta, choć
zaskakująca i świetna, nie wywraca niczego do góry nogami (to komplement, bo
niby skąd pomysł, że puenta zawsze musi zwalać z nóg?), całe opowiadanie
zdawało się dążyć ku takiemu rozwiązaniu, ale znowu uznany przez to jest efekt
przejrzystości, jasności.
Chociaż przyznam,
że zupełnie nie odpowiada mi wizja Syriusza-wiecznego-podrywacza, dla którego
cztery dni bez laski u boku są czasem straconym. Odnosiłam zawsze wrażenie, że
Łapa to taki wieczny figlarz, który lubi popisywać się przed pannicami, ale uważa
posiadanie dziewczyny za zbędny kłopot, utrapienie i trudność w czynieniu
głupawych dowcipów. Ot, typ kumpla swoich kumpli, który przedkłada męskie
towarzystwo nad związki, choćby najpłytsze. Ale w sumie to twoje opowiadanie,
twoja wizja, twoja wola – ale mnie nie pasuje totalnie.
Co do innych
bohaterów – Remus jest taki jaki być powinien. Bardzo książkowy i kanoniczny,
zupełnie taki, jakiego polubiłam, jako nielicznego z bohaterów. James
zarysowany przyzwoicie, trochę chyba za mało wyrazisty tu wyszedł; choć był
Jamesowaty w stopniu wystarczającym, by go z nikim innym nie pomylić, wydawał
mi się zbyt blady jak na niego. Ostatni z Huncwotów jak zwykle z boku i choć
często potępia się odsuwanie Petera na bardzo daleki plan, sama jestem
zwolennikiem takiego zabiegu, o ile to nie Peter ma odgrywać większą rolę. Był
tłem dla swoich przyjaciół, więc oczywistym miejscem w opowiadaniu dla niego,
wydaje się tło wydarzeń, nie ich główny tor. Czyli bardzo dobrze, że i u Ciebie
nie odgrywa jakiejś kluczowej roli. To w sumie świetne, że choć nie zostało mu
poświęcone specjalnie mniej miejsca niż reszcie panów, mimowolnie jest
wycofywany. Czyżby naturalny Twój talent do robienia z postaciami co należy?
W krótkich słowach
– zabawny, przyjemny tekścik, taki jak lubię.
Syriusz i przyjaciele
Pierwsze co rzuca
się w oczy, to oczywiście specyficzna forma. Pozostawienie samych dialogów,
całkowite opróżnienie tekstu z opisów, a nawet didaskaliów nie wydaje się być
mądrym pomysłem – ale wybrnęłaś z tego świetnie. Ba, mam wrażenie, że tekst
tylko zyskał na ograniczeniu go do dialogów. Odnoszę wrażenie, że opisy
odebrałyby mu pewien dynamizm, któremu opowiadanie zawdzięcza przyjazny klimat,
bardzo pozytywny. No i chyba nie byłoby wtedy tak śmiesznie.
Każda z rozmówek ma
klimat, każda wypowiedź jest na tyle charakterystyczna, że nawet taka ja,
niezbyt zaznajomiona z światem potterowskim, nie ma problemów z przypisaniem
każdej kwestii konkretnej postaci. I to nawet nie zasługa zgrabnie wplecionych
w tekst imion i ksywek (naprawdę fajnie Ci to wyszło – bez zgrzytów, absolutnie
naturalnie!), podejrzewam, że i bez tego nie trudno byłoby rozpoznać kto z kim
mówi. Czyli jesteś świetna w kwestii dialogów, skoro tylko z nich potrafisz
wydobyć osobowość. Może to nie zapewnia materiałów do dogłębnej analizy
postaci, ale zarysowuje ich charaktery wystarczająco dobrze. No i cudowne, że w
takiej ilości tekstu zamieściłaś wystarczająco dużo, by czytelnik nie tylko był
w stanie odczytać kolejne kwestie w głowie – dałaś tyle materiału, by wyobrazić
sobie to, co należy; intonacje, mimiki, gesty były zupełnie oczywiste.
Dostałam też to co
miłe każdemu zwolennikowi wycofywania Petera. Dialog Peter-Syriusz jest
kwintesencją tego, jak wyobrażałam sobie ich przyjaźń – dużo Syriusza i Peter w
roli ulepszonej wersji człowieka z kartonu – świetnie przytakuje, kiwa głową i
nie dane jest mu dojść do słowa. Uwielbiam Cię za ten fragmencik!
Cały tekścik jest
zresztą świetny – kolejny taki prosty, banalny, ale jakże zabawny! Uśmiałam się
przednie.
Zwyciężyć mrok
O matko, drabble!
Tak bardzo ukochałam ten gatunek, a tak rzadko go napotykam! Choć w sumie może
to dobrze, drabble łatwe nie są i ciężko wykrzesać z nich coś dobrego. Im mniej
kiepskich pisarzy się za nie bierze, tym lepiej.
A Twoje jest dobre.
Nie wybitne, bo widywałam lepsze, ale wystarczająco dobre, by ucieszyć. Lubie
ten zabieg tworzenia pewnego klimatu, by obrócić go w perzynę fajną puentą –
nie jest najbardziej nowatorski może, ale cieszy jak najbardziej.
Zemsta niezwykle okrutna
Niby wporzo, ale nie
zachwyca. Ot, zacne rozliczenie z „rozmemłaniem” wizerunku Snape'a.
Teoretycznie zabieg
nadania książkowym postaciom pewnej świadomości co do tego, że są także
książkowymi postaciami jest raczej świeży, ale u Ciebie, jak się okaże,
przewija się obłędnie często. To było pierwsze takie, z jakim się u Ciebie
spotkałam, więc miało zdecydowanie powiew nowości.
Mam Cię dość, Potter!
Znowu krótko – to
najlepsze, najzabawniejsze przedstawienie braku logiki w książkach Rowling.
Piękniej tego ująć nie można.
Aż mnie taka
refleksja naszła, jak to możliwe, że Rowling nie wplotła w świat magii odrobiny
mugolstwa, nawet niekoniecznie w postaci broni palnej, takie odseparowanie
dwóch kultur wydaje się niemożliwe, tym bardziej, gdy weźmiemy pod uwagę
łatwość z jaką mogą się przemieszać (mugolaki+charłaki czy czarodzieje żyjący w
społeczeństwach mugoli). A to w sumie fajne, że wymuszasz refleksje, nawet
jeśli zrobiłaś to głupim tekstem, a i refleksja dotyczy raczej głupotki.
Niezauważona
Tekst jest raczej
słabawy. Właściwie jedyne co go ratuje to puenta, która jednak nie zachwyca tak
bardzo, jak w poprzednich tworach.
Całe opowiadanko
przypominało raczej streszczenie niż cokolwiek innego, czułam poważny, poważny
niedosyt. Sam pomysł miłości Parvati do Harry'ego jest naprawdę pro,
pokazywanie scen kluczowych dla życia uczuciowego Pottera z perspektywy Parvati
to też fajny koncept. Choć niezbyt niebanalny. Odjęło trochę uroku wyłącznie
ograniczenie się do wydarzeń znanych nam z książki. Uczyniło to tekst trochę
przewidywalnym. Gdyby tam dodać jakąś zupełnie nową scenę, nie wiem, rozmowę
sióstr czy cokolwiek opowiadanie tylko by zyskało.
No i kompozycja też
trochę kiepskawa. Najpierw dostajemy dość szczegółowy opis przeżyć Parvati
związanych z balem, reszta wydarzeń została potraktowana po macoszemu trochę.
Gdyby trochę bardziej rozwinąć resztę, tekst dostałby dodatkowy wymiar,
przestałby przypominać streszczenie.
Puenta też, choć
interesująca, to nie była tak fantastyczna jak w pozostałych tych tworach. No i
zastanawiam się, czemu Parvati nadała synowi imię Harry, skoro, jak się zdaje
nie była to wielka miłość, tylko tak takie zauroczenie? Czy to po prostu
uderzała w trend nadania dziecku imienia po bohaterze świata czarodziejów
(wtedy to musiał być wysyp Harrych, och)?
Podsumowując –
typowy, dość wtórny fanfik. Niezbyt dobrze napisany, bardzo ogólnikowy, słabo
skomponowany.
Wielki Ropuch Hogwartu
Bardzo prosta
fabuła, taki nasuwa się pierwszy wniosek. Poziom skomplikowania raczej mierny i
to było raczej przykre. Sam pomysł – to jest: wpadka McGonagall przy wydawaniu
akt – stanowi przyzwoitą podstawę do kawałka dobrego opowiadania. Ba, na tym
można by zbudować co wielorozdziałowego, jeśli dobrze się postarać. Ty się
postarałaś raczej słabo, rozwiązanie akcji nie było specjalnie skomplikowane,
zastosowałaś chyba najprostsze z możliwych wyjść. Było zbyt oczywiste, naprawdę
taki problem stanowiło by lekkie przekombinowanie? Nie wiem, czy są ludzie,
którzy lubią sobie coś poczytać, by przekonać się tylko, że umie podążyć pewnym
schematem myślowym (dobra, przesadzam – są tacy ludzie, ale nie należą do
inteligenckiej elity)? Zaskoczenia chciałam, zaskoczenia nie dostałam, jestem
nierada wielce.
No i to robienie z
Umbridge idiotki... Przy całej mojej niechęci do tej postaci nigdy nie uważałam
jej za głupią, nie działała może specjalnie moralnie, ale głupia nie była,
dysponowała pewnym specyficznym typem inteligencji, którą tylko kamuflowała tą
cała słodką różowo-mdłą szopką. Takie przynajmniej odniosłam wrażenie (argh,
Rowling, niech Cię szlag za niepogłębienie portretów psychologicznych, tyle
domysłów!). Ta postać ma duży potencjał, Rowling mocno ją spłyciła, a twórcy
fanfikowi chyba idą w tym kierunku, ale jeszcze dalej, robiąc z Umbridge postać
zupełnie jednowymiarową. A to chyba najgorsze co może się przydarzyć fanfikowi.
Jedyne, co mnie w nich może kręcić to pewne rozwinięcie postaci, pokazanie jej
z nowej perspektywy. Ty robisz zupełnie co innego, przez co czynisz fanfik
najgorszym typem tego gatunku – wtórnym, nic nie wnoszącym, nudnym.
Trzy warianty
Ej, to mocne było.
Może to mocne
wrażenie potęgował fakt, że po przeczytaniu tylu zabawnych/sympatycznych
tekstów byłam przygotowana na kolejną śmieszność, przez cały tekst tylko
czekałam na radosną puentę – a tu coś takiego! Niezłe, nie powiem.
Co najważniejsze –
tekst wywołał konkretne emocje, a to najlepsze, co może się pisarzowi
przydarzyć.
Miłość wszystko
zwycięży
O, to totalnie nie
przypadło mi do gustu.
Lubię parodie,
serio. Nawet science-fiction, którego szczerze nie znoszę, mnie nie zrazi,
jeśli będzie jednocześnie dobrą parodią czy humoreską. Jeden z moich ulubionych
pisarzy pisze fantastykę, której nie znoszę, ale jako że wyśmiewa fantastykę w
sumie, toteż jestem w stanie go tolerować.
Ale parodie takie
jak ta... Nie, nie, nie, za bardzo rozbuchana, głośna, mało subtelna, zbyt
przerysowana. Bardziej niż porządną, fajną karykaturę przywodziła na myśl
karykaturę karykatury, produkt tak już przemielony, że niestawny. O, niestrawny
to świetny przymiotnik określający moje odczucia względem opowiadanka.
Twoja parodia była
najzwyczajniej słaba, nie rozśmieszyła, czułam się raczej wielce zażenowana.
Bolała tym bardziej, że przyczaiłaś już do troszkę wyższego poziomu, tyle
dobrych tekstów, a tu nagle coś takiego, co raczej kojarzy mi się z naprawdę
dennymi blogaskami „krejzi” autorzyn. Krejzi autorzynki mogą sobie na coś
takiego pozwolić, Ty raczej nie, polecam trochę klasy.
Co bolesne
najbardziej chyba – to pierwszy taki tekst, gdzie dialogi były nieznośnie
nienaturalne. Takie na siłę, byle śmieszniej, byle zabawniej, byle bardziej
głupio. A realizm poszedł się... no. Nawet jeśli to parodia, naturalnie
brzmiące dialogi byłyby miłe.
Zbyt chwalebne nazwisko
To, co mi się
podobało w tym tekście, to poruszenie problemu sławy związanej z nazwiskiem.
Taki wątek chyba nie jest często spotykany w fanfikach, nie? (strzelam, z
fanfikami mam do czynienia tylko na analizatorniach i ocenialniach, ale odnoszę
wrażenie, że fefowi autorzy nie zwykli przykładać wagi do czysto praktycznych
spraw).
Tekst jest
przyjemny i ciekawy w wymowie, ale tak przewidywalnej puenty to ja u Ciebie nie
widziałam, od początku wiedziałam, o kogo chodzi :c
Polana
Podjęłaś próbę
ukazanie Regulusa w przejściowej fazie. Już nie kręci go służba Voldemortowi,
ale nie opowiada się też po przeciwnej stronie.
Zamysł ciekawy, ale
z wykonaniem gorzej. To mogłoby być dobre opowiadanie psychologiczne, ba, mogło
się okazać jedynym typem fanfika jaki trawię, to jest taki, który pogłębia
postać (Rowling je spłycała, ach, łobuziak). Ty raczej potraktowałaś kluczową
tutaj sprawę po macoszemu; bardziej niż na tym, co najciekawsze, czyli na samej
przemianie Regulusa skupiłaś się na przyczynie przemiany (spotkanie centaura&tortura
Puchonki).
Nie zaznaczyłaś
wyraźnie związku między odczuciami Blacka a samym aktem katowania dziewczyny,
Regulus sobie, opis sobie, przez co sam opis tortury traci trochę sens. Za mało
emocji Regulusa związanych bezpośrednio z zadawaniem cierpienia, a przecież to
nie takie trudne, a w dodatku tak ważne! Takie rzeczy bywają kluczowymi
momentami, warto by poświęcić im więcej wgryzania się w psychikę.
Polecam znaczne
wydłużenie testu. Nie wiem, co ty masz, że tak stronisz od form trochę
dłuższych jednak, przecież tak krótkie są równie trudne co powieści, ba, od
pewnego momentu im krótsze opowiadanie tym trudniejsze (drabble to już w
ogóle).
Syriusz, przyjaciele i wielka plama
To już drugie takie
dialogowe-tylko-cacko i podczas gdy tamto odeszło z tarczą, drugie – na tarczy.
Nie śmieszyło tak
bardzo, było bardziej przerysowane i w sumie nużące. Pierwsze takie trąciło
świeżością, o, coś nowego, łał, ekstra. Tu pojawiło się odczucie wtórności.
Trochę też wymęczyłaś mnie, jako czytelnika, „Syriusz i przyjaciele”
dysponowali drobnymi fragmencikami i przerwami pomiędzy nimi, każda kolejna
postać była wprowadzana w innym kawałku, co sprawiło wrażenie przejrzystości.
Tego zabrakło, tym razem musiałam parę razy wczytywać się w tekst dokładniej,
coby ustalić, co kto mówi dokładniej (albo nieuważnie czytałam, może się
zdarzyć).
Ten czwarty
Bardzo mi się tu
podoba kreacja Glizdogona. To bardzo ciekawa postać, pełna sprzeczności i tu u
Ciebie taka jest. Bardzo na uboczu, bardzo tego nienawidzący, ale jeszcze bardziej
nienawidzący samotności. Jest taki prawdziwy w tej swojej słabości i tym
przykrym marzeniu o byciu silniejszym, o władzy nad kimś.
To opowiadanko nie
ma dobrej warstwy literackiej, ale wywołuje konkretne emocje, trochę
refleksyjnie nastawia (to chyba trochę na wyrost, ale lepiej tego ująć nie
umiem). W sumie kawał dobrego tworu.
Miłość po śmierci
Ciekawe zjawisko
opisujesz – gloryfikacja zmarłego po śmierci to nic nowego w literaturze, ale
nigdy nie spotkałam się z tym w kontekście pary Cho&Cedrik. Cho była
prawdziwa w tym patosie, ciekawe, że Ci się to udało, osiągnięcie efektu
naturalnego patosu jest niełatwe.
Tylko, że trumnę
się składa do grobu, wkładać to zdecydowanie złe słowo, nie przystoi.
Potteromania
Dużo masz tekstów o
uświadomionych bohaterach i już ten motyw nudzi.
Ten twój Harry nie
ma wiele wspólnego z oryginałem, Hermiona jakoś tak niepodobnie do niej
spanikowana i rozhisteryzowana, puenta jakoś nie ta... Nie jest to tragiczna
miniaturka, ale były u Ciebie i lepsze.
Dzień jak nie co dzień
O nie! To znowu ten
typ parodii. Podobnie jak inne w tym stylu utrzymane mnie nie kręci, z przyczyn
tych samych co i wcześniej, nie będę się powtarzała.
Ogólna uwaga –
wulgarne masz trochę poczuciu humoru, ciągle orgie, róż i przejaskrawiony
homoseksualizm-tranwestytyzm, aż chce się zarzucić wiek bardzo młodociany,
gimnazjum no.
Kochany pamiętniczku
Dużo robisz takich
zestawień typowych wątków fanfikowych. Trąci nudą, bo wszystkie te teksty
opierają się na tym schemacie – zbierasz idiotyczne motywy i miksujesz.
Akurat to było
całkiem w porządku. Parę razy nawet się uśmiałam, nie to co poprzednio, ale
scena „pojedynku” z Voldemortem to kolejna tak żenująca rzecz na „Nadiowych”.
Ten dialog na końcu, stylizowany na rozmówki dzieci neo – to miało być zabawne?
Może we wrześniu tamtego roku było, może wtedy taki motyw był trendi, ach ten
zmienny świat memów internetowych.
Wyścig
Nie bawiło.
W sumie ciężko mi
powiedzieć o tym tekście cokolwiek więcej, poziom absurdu był tak wysoki, że
już nic nie szokowało i nie dziwiło. Absurd kupuję tylko w niewielkich
ilościach, tylko w zestawieniu z zupełnie normalnymi wydarzeniami; kontrast
potęguje poczucie nierealności. A im go więcej tym bardziej staje się on dla
tekstu naturalny, oczywisty i zupełnie spełnia swej funkcji.
Zupełnie nijako
było, tekst jakoś tak mnie nie poruszył zanadto ani pozytywnie, ani negatywnie,
zaraz pewnie o nim zapomnę..
Czekoladowe żaby I
Tekst urwany i nie
powiem, żebym jakoś specjalnie niecierpliwie czekała na kontynuację. Chyba
rozumiesz dlaczego, znów ten typ humoru, który mnie w żaden sposób nie pociąga.
Miłość o tłalajcie.
Zacznijmy od tego,
że nie lubię ogólnego hejtingu Zmierzchu, bo w historii literatury znajdzie się
jakieś trzysta innych książek, które są od niego znacznie gorsza, cała
nienawiść, jaka skupia się na tej sadze wynika z popularności cyklu. W swoim
tekście poniekąd nawiązujesz do ogólnego trendu i to w sposób jaki zdecydowanie
mi nie odpowiada. Po pierwsze – znowu te Twoje poczucie humoru, które mnie nie rusza.
Dodatkowo jestem zdania, że są znacznie bardziej tragiczne rzeczy, jakie
zaserwowała nam Meyer, ot choćby ogólna niespójność moralna. Sama też relacja
Bella-Edward nie jest najgorsza ze względu na te pełne patosu dialogi, jakie tu
wyśmiewasz, ale raczej dlatego, że gdyby tak odnieść ją do prawdziwego życia,
bardziej przypomina syndrom sztokholmski niż cokolwiek innego.
Ale bardzo mi się
podobał ten fik, aż do chwili, gdzie Bella zwymiotowała Edwardowi na sweter. Do
tego momentu był to naprawdę fajny kawałek parodii, dużo, dużo ironii, to co
lubię. Naprawdę zręcznie nią operujesz CZEMU, ACH, CZEMU nie sięgasz po nią
częściej, tylko ograniczasz się do tak dosadnego humoru?
A kiedy w grę
weszła Meyer i jej dyktatura, to już w ogóle ręce załamałam, nie rozbawiło,
drażniło wręcz, bo mowa była o oczywistościach, zupełnie banalne wnioski
wtenczas padały. Ach.
Gdyby tak
poprzestać na tym skarykaturowaniu miłosnych wyznań, zyskałabyś moje serce. A
tak to nie.
Podejrzliwość
Pozwoliłaś
zostawić, to zostawiam ;)
Przeczytałam, ale
nie skomentuję, bo brak znajomości fandomu bolał i nie zrozumiałam nic.
Dzika sprawa
Ej, to zaskoczyło
naprawdę pozytywnie! Jestem zachwycona!
Takiego fika nie
spotkałam jeszcze nigdy, uroczy. I zabawny, co jest fantastycznym połączeniem
zabawnego oryginału i twoich umiejętności przeniesienia uniwersum na swój
własny tekst. Totalnie uwielbiam, chyba mój lubiony na tym blogu :3
Tajemnica
Obejrzałam swojego
czasu parę odcinków, nie wciągnęło mnie (nie lubię seriali) i najwyraźniej
obejrzałam zbyt mało i zbyt nieuważnie by cokolwiek zrozumieć, toteż
przemilczę.
Największe marzenie
Nie rozumiem idei
tego tekstu, ale może to dlatego, że naczytałam się tyle o motywach kierujących
pannami lubujących się w związkach męsko-męskich, że nie widzę w nich nic
zabawnego. W sumie z pewnego punktu widzenia takie rzeczy są całkiem normalne,
powodów ku temu jest mnóstwo, a najprostsze wyjaśnienie jest zupełnie oczywiste
– panowie lubią sobie pofantazjować o lesbijkach, a panie o gejach to już nie
mogą, bo to nienormalne?
Kot
Jestem kociarzem, a
jak już kociarzowi nie przypada do gustu tematyka okołokocia, wiedz, że coś się
dzieje.
Nie bardzo mi
podeszło, bo przedstawienie kota jako strasznego łobuza i manipulatora jest
dość oczywiste, to raczej cechy na tyle kojarzone z kotami, że opowiadanie jest
takie... Banalne. Co kociak, to inne cechy charakteru, czemu by nie
wyeksponować jakiegoś nietypowego zwierzaka? Opowiadanko, jak zrozumiałam, jest
inspirowane przygodami z prawdziwym kotem, ale czytelnika nie obchodzi tyle
inspiracja, co czerpanie radości z opowiadania – a ja jej bynajmniej nie
czerpię z oczywistości.
Fabuły tam w sumie
nie było, humor też nie górnolotny (ale przynajmniej nie wulgarny!). Raczej
nijako było, żadnych emocji nie wywołałaś tym tekstem, w pamięć nie zapadnie.
Plusy i minusy
posiadania kota
W sumie ciężko to
skomentować, bo nie można tego nawet nazwać tekstem literackim ;) Ciężko go
podciągnąć pod jakąkolwiek konkretną definicję i w sumie nie wiem czy to aby na
pewno na plus.
A tak w ogóle, to
tekst bardzo sympatyczny i prawdziwy, zdecydowanie zgadzam się z stwierdzeniem,
że posiadanie kota nie ma żadnych minusów ;P
Pomnik z plastiku
O, poezja!
Mam wrażenie, że
totalne zaburzanie i rytmu i ogólna mierność wiersza stanowią zabieg
artystyczny mający podkreślić właśnie brak Twoich zdolności literackich. Jeśli
tak – gratuluję, udało się. A jeśli nie to jest to po prostu kawałek słabego
wiersza, źle napisanego, leżącego u samych podstaw, bo nawet rytm tu nie jest
zachowany, a to kluczowa sprawa. Na miłość boską, przecież wiersze współczesne
też go mają, wbrew pozorom!
Kilka prostych prawd
Znowu jakby
literatura, ale nie do końca. W sumie takie zestawienie kliku prostych prawd
związanych z posiadaniem kota bardziej uderza o poradnik napisany w żartobliwym
tonie niż opowiadanie. O, żart literacki będzie chyba dobrym określeniem. Tylko
jak i wiele innych żartów w twoim wykonaniu, nie bardzo rozbawiło.
Do cholery
O, ten tekst mi się
podobał.
Bardzo klimatyczny,
w sumie mało zaskakujący, bez wyraźnej mocnej puenty, ale tu chyba nie o to
chodziło. Naprawdę trzymał poziom od początku do końca, zdecydowanie moja
ulubiona rzecz na tym blogu.
Zaskoczenie tym
bardziej pozytywne, że inne teksty bardziej poważne Ci nie szły – a ten jest
naprawdę pro.
A. Fabuła
Zazwyczaj jej nie
ma, nawet jeśli jakaś zaistnieje, stanowi tylko tło dla konkretnego wniosku czy
sceny. Ciężko mówić o jakimkolwiek skomplikowaniu, ale jak się zdaje, że żadna
nie miała na celu wbić człowieka w fotel, ba, najwyraźniej nawet nie miała
odgrywać jakiejkolwiek roli. Na szczęście nie należę do ludzi, dla których
fabuła jest kluczowym, koniecznym elementem opowiadania, inaczej byłabym
niepocieszona.
Ale tam, gdzie
fabuła jest bardziej (na przykład „Wielki Ropuch Hogwartu”) tam raczej nie
zaskakuje. A szkoda, tylko tracisz i zawodzisz czytelnika (szerzej o tym
pisałam zresztą przy „Wielkim Ropuchu”). Czytelnik, który liczy na mocne
wrażenia i zaskakujące zwroty akcji, zdecydowanie powinien trzymać się z dala.
B. Opisy i dialogi
Dialogi – zazwyczaj
cudne.
Naprawdę świetnie
Ci wychodzą są naturalne, zgrabne, a każda postać dysponuje własnym stylem
wypowiedzi. Szczególnie to drugie cieszy, bo jakoś rzadko to spotykane zjawisko
z blogowej literaturze, zazwyczaj tego czynnika niejednolicenia brakuje. Tak
więc brawo, padam do stópek, nic więcej nie mam do powiedzenia, choć czasami
należał Ci się jakiś hymn na twoją cześć.
Opisów miejsc jako
takich było u Ciebie niewiele, ale w sumie trudno się spodziewać ich wówczas,
gdy większość opowiadań stanowią krótkie formy, gdzie liczy się przekazanie
pewnej treści, myśli, wniosku. Nie wspomnę o drabble'ach (gdyby miałby się tam
znaleźć opsik, musiałby być raczej kluczowym elementem albo celem tekstu, nie
ukrywajmy). Ale jeśli już mogłyby się pojawić przy okazji dłuższych cudeniek –
nie ma ich. Albo są bardzo słabe. Na przykład ten, który pojawia się na
początku „Polany”:
„Nocne powietrze
uderzyło go prosto w twarz, gdy tylko przekroczył drzwi wejściowe Hogwartu.
Odruchowo wcisnął brodę pod szalik i poszedł prosto przed siebie. Dłonie miał
kurczowo zaciśnięte, ale nawet gdyby ktoś o tej porze był na błoniach, nie
mógłby tego zauważyć. Brak rękawiczek zmuszał do trzymania rąk w kieszeniach.
Szedł trochę na pamięć, trochę na oślep. Noc była bezgwiezdna, bezksiężycowa.
Wszystko zasłaniały gęste chmury. Co jakiś czas niebo rozjaśniały błyskawice
szalejące gdzieś w wyższych warstwach chmur. Tylko dzięki temu nie wpadł do
jeziora. Łzy ciekły mu po twarzy już od kilku minut. Nie mógł ich opanować.
Musiał się ukryć. Nikt nie mógł go zobaczyć. Musiał dotrzeć do Zakazanego Lasu.
Niebezpieczny? Na pewno nie bardziej niż jego koledzy.”
Kiedy to
przeczytałam na usta aż się cisnęło: „no więcej zdań prostych, co się
będziesz!”. Takie ichnie namnożenie wymusza pewien rytm, który nie jest spójny
z tą próbą wykreowania nieprzyjaznego, mrocznego klimatu. Umysł się potyka na
tych wszystkich kropkach, czyta się strasznie. No nie wspomnę o tym, że to
bardzo podstawowy opis, aż się prosi o jakąś drobną metaforkę czy niebanalny
epitecik.
Reszta też nie
zachwycała, choć dobrze kreowałaś postaci dialogami, to opisywanie ich idzie Ci
gorzej, gdyby nie partie mówione, kreacja wyglądałaby znacznie gorzej. Opisy
uczuć były zbyt wyprane z emocji, nie poruszały i nie pozwalały mi dokładnie
wczuć się w każdą postać.
C. Styl
Jest
charakterystyczny, raczej nie pomyliłabym Twojego z jakimkolwiek innym . Poza
tym jest całkiem zgrabny, czyta się lekko, płynnie, zgrzytów nie odnotowałam
(poza tą nieszczęsną trumną włożoną do grobu!). Ale jest problem – nie masz
„tego czegoś”, jakiegoś pazura, który nawet najnudniejszy koncept przeobraził w
kawał zajmującego opowiadania. Jeśli jakieś twoje teksty miały mocne strony, to
nigdy nie było to słowo pisane, sam styl jakby się chował za fabułkami czy
humorem, nigdy nie zachwycił. Jest ładny, ale mało skomplikowany w swojej
formie, brak mu ozdobników czy czegoś zachwycającego.
Inna rzecz – mało
dynamiczny był. Nie zmieniał się ze względu na klimat opowiadania, czy to
„Polana” czy to „Chyba jej się podobam” – nie było zbyt wiele różnic w warstwie
czystko literackiej, żadnego specyficznego słownictwa, żadnych fajnych środków
artystycznych. A szkoda, gdybyś jednak zastosowała pewne zróżnicowanie formy,
każdy z tekstów nabrałby głębi.
Co chyba
najbardziej przykre – słabo ewoluuje. Przeczytałam wsio najpierw kategoriami,
potem w kolejności chronologicznie, coby sprawdzić, jak się wszystko zmienia na
przestrzeni czasu – i nie zmienia się prawie wcale. A można by się spodziewać,
że na przestrzeni niespełna trzech lat wyewoluuje bardziej znacząco.
Ogólnie to kawał
naprawdę dobrego stylu. A skoro już osiągnęłaś ten poziom, dawno zostawiwszy za
sobą nijakość i przeciętność, że by skoczyć gdzieś wyżej?
D. Kreacja świata&Zgodność za kanonem
Jak już wspominałam
wyżej – nie dam rady się wtrynić w szczegóły&pierdoły, bo najzwyczajniej
żadnego fandomu nie znam na tyle dobrze. A niektórych wcale. Jedyne więc co
mogę powiedzieć w tym temacie, to to, że fajnie oddajesz postaci w fanfikach.
Zazwyczaj są takie, jakie być powinny, mają to coś, co czyni je
charakterystycznymi i znajomymi, w Twoich interpretacjach z łatwością da się
odnaleźć oryginał.
Całej reszty świata
najzwyczajniej w świecie nie ma, nie skupiasz się specjalnie na otoczeniu
bohaterów. Wydarzenie dzieją się swoistej pustce, jedynie znajomość kanonu
pozwala czytelnikowi umieścić postacie we względnie konkretnych lokacjach. W
sumie nie wiem, czy to dobrze, w niektórych tekstach zbędne opisy miejsc tylko
odjęłyby uroku (Chyba jej się podobam, dialogowe cuda), zaś w innych takie
rzeczy uplastyczniłyby sceny (Wielki Ropuch Hogwartu, Polana).
A kreacja świata?
Choć masz na koncie parę własnych tekstów, jeden to wiersz, drugi to
niewiadomo-co, trzeci poradnik na wesoło, czwarte drabble – w ostatecznym
rozrachunku dostajemy raptem jeden tekst, gdzie można mówić o kreacji świata. I
tak jej w sumie też nie ma. Tekst nie dzieje się może w pustce, ale raczej
świat przedstawiony jako taki nie istnieje, skoro ograniczamy się tylko do
mieszkania.
§Bohaterowie
Umiejętność
kreowania bohaterów ściśle wiąże się ze zdolnością konstruowania zgrabnych
dialogów. A skoro tam Cię nachwaliłam, to tu też wypada, tym bardziej, że przy
tak małej ilości partii niedialogowych, u Ciebie główną rolę w budowaniu
postaci odgrywają właśnie dialogi.
Są bardzo
naturalnie i tacy prawdziwi, naprawdę nietrudno uwierzyć, że gdzieś się taki
poniewiera po świecie. Oczywiście, czasem były zgrzyty, jak gdzieś wspominałam,
nie za bardzo przypasowała mi kreacja McGonagall czy
Syriusza-wiecznego-podrywacza, ale wykreowałaś ich w na tyle piękny sposób, że
kto wie, czy bym tego nie kupiła, gdybym dostała większą ilość tekstu.
Właśnie – znów
brakowało mi tekstów większych objętościowo. Czasem twoje postacie sprawiały
wrażenie ściśniętych, gdyby tylko dać im więcej miejsca do popisu, totalnie
rozwinęłyby skrzydła.
Jedyna wada – są
raczej jednowymiarowi, a choć każdy jest prawdziwy i do kupienia, to jednak
rozróżnienie ich spośród całej licznej przecież ferajny, sprawiłoby mi kłopot.
Może to przez styl, w jakim były prowadzone opowiadanka, może przez ich ogólny
sympatyczny klimat, Huncwoci wydają mi się bardzo do siebie podobni. Choć to
też może wina leży po stronie długości tekstów – ciężko chyba pokazać
pełnowymiarową postać w tak niewielkiej ilości tekstu, aczkolwiek nie sądzę, by
to było niemożliwe. Ty dałabyś radę, jak sądzę.
§Poprawność
Zdecydowanie bez
zastrzeżeń, widać, że o czytelnika dbasz i nie pozostawiasz ani literówki.
Bardzo ładnie, brawo!
§Oryginalność
Samo hasło „fanfik”
powinno wystarczyć. Żaden fanfik raczej oryginalnością bowiem nie grzeszy.
Ale gdyby ominąć tę
kwestię, to pozostają naprawdę fajne pomysły. Na przykład „Syriusz i
przyjaciele” mieli ciekawą formę, „Mam cię dosyć, Potter” prezentował bardzo
logiczne i bardzo pomijaną kwestię przemieszania dwóch światów (a raczej braku
przemieszania), „Miłość po śmierci” poruszała ciekawą kwestię, podobnie jak
„ten czwarty” czy „Zbyt chwalebne nazwisko”. Ale były też rzeczy zupełnie
banalne, jak te wszystkie żenujące parodie i te parodie trochę mnie żenujące
albo „Niezauważona”.
Czasem sam pomysł na
fanfik był w sumie dość niespotykany – farfocla Asteriksowo-Obeliksowego to
jeszcze na oczy nie widziałam, a teksty o Peterze w sumie też nie są specjalnie
popularne.
Zaś teksty Twoje i
tylko Twoje prezentują się trochę lepiej. „Do cholery” było szczególnie świetne
pod tym względem, naprawdę robiło wrażenie. „Kilka prostych prawd” czy „Plusy i
minusy posiadania kota” też ciekawiły formą, a jeśli słusznie odczytałam Twoje
intencje i „Pomnik” miał być prześmiewczy w swojej beznadziejnej konstrukcji –
też był oryginalny. Co do „Największego marzenia” sama nie jestem pewna, ten
tekst był tak mało charakterystyczny i nijaki, że w sumie ciężko mi określić
nawet czy aby do końca.
§Inne
Powtórzę – coś Ty
tak stroniła od ciut dłuższych tekstów? Gdyby niektóre wydłużyć, tylko by
zyskały!
§Podsumowanie
Podsumowanie jest
zasadniczo trudne, bo ciężko tak jednogłośnie ocenić zbiór opowiadań, który
wywołał u mnie najróżniejsze, sprzeczne często emocje. Może to ina plus dla
Ciebie, tekst nie wzbudzający żadnych uczuć nigdy nie będzie tekstem dobrym ;P
Ogólny wniosek jest
taki: zdecydowanie dobrze sprawdzasz się w lekkich, przyjemnych tekstach o
żartobliwym zabarwieniu, gorzej w tekstach poważniejszych, a zupełnie
tragicznie w kategoriach parodii i humoreski. Bardzo chętnie widziałabym Twoje
teksty z pierwszej kategorii, drugiej też, byle byś tylko odpowiednio nad nimi
popracowała, z trzecimi nie chcę mieć niczego do czynienia,
Kurczę, nie
ukrywam, ze trochę się zawiodłam. Naprawdę spodziewałam się czegoś lepszego.
Czytuję Twoje oceny na PWNie i miałam nadzieję, że najwyraźniej bardzo-bardzo
znasz się na pisaniu, a jednak Twoje teksty noszą ślady licznych, bardzo
licznych niedoskonałości.
Ale z drugiej
strony, widać, że dryg, kurde, masz, serio. To co piszesz jest pod wieloma
względami niedoskonałe, ale masz to co najważniejsze – kawał dobrego stylu.
Popracuj no tylko nad nim, a reszt załatwi się sama (lepszy styl=lepsze
opisy+lepsza kreacja świata i bohaterów, a jak już bohaterowie są w porządku,
to z nimi żadna fabuła nie jest potrzebna w sumie). Tak więc Tobie pozostaje
dużo ćwiczyć, a mi liczyć na to, że skończysz z kiepskimi parodiami i skupisz
się na tych dobrych oraz na to, że Twój rozwój trochę przyspieszy (bo się
rozwiniesz, to na pewno!).
Tymczasem PRACE
SPOŁECZNE, przy czym naprawdę obniżyły Ci parodie i słabe opisy, a nie upadłaś
niżej ze względu na fajne pomysły, charakterystyczność ogólną oraz
dialogi&bohaterów..
prezentowa, byle by
Ziutencja
Hej!
OdpowiedzUsuńAleś mnie ucieszyła - kolejny powód, by nie czytać notatek :D.
Nie no, ja kocham Syriusza całym sercem, więc też go generalnie nie widzę jako aż takiego babiarza, to w sumie taka pół-parodia ^^. Moja wizja S. mniej więcej zgadza się z Twoją.
Jeśli chodzi o Rowling i brak mugolstwa, to tłumaczę sobie to zwykłą niewiedzą i uprzedzeniem czarodziejów. Większość rzeczy i tak przy magii nie może działać, więc z góry odpadają, a druga część jest nieznana i pogardzana. A już Voldemort na pewno prędzej popełniłby samobójstwo, wcześniej rozwalając swoje wszystkie Horcruksy (włącznie z Harrym :P), niż by użył pistoletu ^^. A odseparowanie jest spore, inicjowane przez czarodziejów, narzucona przez zasadę ukrywania magii. Czarodzieje o mugolach zwykle wiedzą tyle, co z lekcji mugoloznawstwa, czyli maleńko, biorąc pod uwagę to, jak szybko wiedza wylatuje z głowy :D.
"Niezauważona" w sumie rzeczywiście miała być tylko cieniem tekstu, nie chciałam pokazywać Parvati, tylko raczej sam fakt, że nawet nikt nigdy nie pomyślał, że ona mogła być podekscytowana. W sumie rzeczywiście bardziej przyzwoite z mojej strony by było, gdybym to jakoś obszerniej wzięła... Nie lubię Parvati, to pewnie dlatego xD.
Nie wiem, czy Ty też tak masz (jak ja! :D), że jak mi się jakiś chłopak kiedyś podobał przez jakiś dłuższy czas, byłam nim zauroczona, to i jego imię jakoś pozytywniej się kojarzy. Jak teraz sobie myślę o najfajniejszych imionach męskich, to "o dziwo" są to głównie imiona moich miłostek xD. A oprócz tego bum na Harry'ego na pewno był niemały ^^.
"Wielki Ropuch Hogwartu" to coś w stylu łatki. Że (mocno teoretycznie, oczywiście xD) można byłoby to wstawić do kanonu i by się z nim nie kłóciło. I też wcale nie chciałam zaskakiwać. Nigdy nie twierdziłam, że U. jest tępa, ale do inteligencji McGonagall czy Snape'a jej dosyć daleko. I szczerze mówiąc bardzo wątpię, by w tej sytuacji nie była prawie pewna, co się naprawdę wydarzyło, tylko stała przed wyborem, jak zareagować - zacząć się pieklić, wygłupić się czy udać, że się nie zauważa? To i tak ona miała władzę. Oni jej pokażą, jaki mają do niej stosunek i na pewno się to na nich odbije w taki lub inny sposób. Otwarta wojna w takich sytuacjach jest prawie niemożliwa.
Oczywiście bronię tylko założeń tekstu, nie mówię, że jest genialny i że wybrałam sobie najbardziej interesujący temat świata x). Miało to być opowiadanie o tym, jak nauczyciele nie lubili U. i jak to ich potrafiło "zjednoczyć", U. rzeczywiście miała być tylko tłem i potraktowałam ją niezbyt sprawiedliwie ^^. Zresztą pisałam z perspektywy Minerwy, a ona o U. (zdaniem moim) miała bardzo niskie zdanie o inkwizytorce, bardzo, bardzo.
(Odp. cz. I).
KOMĆ-POTWÓR! I LIKE IT!
UsuńPóźne odpowiedzi są późne, ale są! Tak więc:
Rzeczywiście, tu masz rację, Voldemort i mugolskie metody działania niezbyt pasują do jego persony, co jest tylko dowodem na to, że nie był tak inteligentny, jak można by przypuszczać ;)
Ale ja nadal nie kupuję tego rozgraniczenia świat mugolski - świat czarodziejski. Nie roiło się przecież wszędzie od czarodziei czystej krwi, którzy jako jedyni nie mieli kontaktu z światem mugolskim, cała reszta to przecież mieszańcy i mugolaki, którzy mieli jednak pewną wiedzę o naszym świecie wyciągniętą skądinąd niż z lekcji mugoloznawstwa ;) Ale w sumie nie jestem znawcą Pottera, to może nie powinnam się wypowiadać xD
Ech, tego, że za Parvati nie przepadasz nie dał się ukryć, jakoś tak czułam, że niespecjalnie z nią sympatyzujesz xD A z tymi imionami masz rację, nigdy się nad aspektem sprawy nie zastanawiałam.
Hej, tak myślałam, że cała idea "Ropucha" to pokazanie zjednoczenia przeciw Umbridge - co nie zmienia faktu, że jakaś ciekawsza fabuła by się przydała. Fajne koncepty są fajne, aczkolwiek... no, akurat tutaj sam koncept to za mało, zdecydowanie, potrzeba czegoś więcej, to co. Oparcie się na samym pro pomyśle przechodzi tylko w bardzo krótkich rzeczach, w dłuższych trzeba coś rozwinąć - a to bohaterów, a to fabułę, a to coś tam.
Ale opowiadanko jako łatka sprawdza sie naprawdę elegancko, nie ma to tamo c:
W sumie racja. Voldemort i czysta krew swoją drogą, ale większość chyba mieszana była, hmm. Się pozastanawiać muszę ^^.
UsuńBo Rowling ją tak płasko przedstawiła, nosz (chociaż w sumie Lavender jeszcze gorzej, więc chyba miała szczęśćie x)).
No cóż, co prawda, to prawda... Nie piszę rozbudowanych opowiadań, za długie mi wychodzą i się za szybko nudzę, ech.
(Odp. cz. II)
OdpowiedzUsuńNo cóż, tu nic nie poradzę. Ja lubię rozbuchane parodie, skrajnie abstrakcyjne, absurdalne, przerysowane z subtelnością bawoła ^^'. Te cichsze i subtelniejsze są trudniejsze i pod względem pisarskim i nawet, eee, inteligencyjnym (? O.o) robią większe wrażenie, ale ja nic nie poradzę, że to na tych chamskich umieram ze śmiechu xD. Oczywiście zawsze staram się zamieszczać różnego rodzaju dowcipy, ale jednak... No rozumiesz ^^'. W każdym razie tu z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że tak jak w kwestii języka niezbyt jestem z niego dumna, tak humorowo reprezentuje całe moje niskoklasowe poczucie humoru. I rzeczywiście osoby, które czytały ten tekst, są podzielone na dwa obozy: jedni go uwielbiają, inni uważają za kompletne dno. I może Cię zdziwię, ale nie jest wcale tak, że wśród lubiących jest mniej ludzi inteligentnych. W sumie ciekawa jestem, od czego zależy typ poczucia humoru. W każdym razie tak czy siak zgodzę się z Tobą, że jeśli chodzi o kunszt, poziom literacki, to ten typ zdecydowanie wymaga mniej ^^. Ale żeby się zgodzić z tym, że cały typ poczucia humoru jest słaby i niski - no nie mogę, za duże ego :D.
No i dialogi - nie ma czegoś takiego jak naturalne dialogi w parodii. W tekście humorystycznym (z elementami parodii), jak "Chyba jej się podobam" - owszem, ale nie w parodii.
Motyw sławy w ff? Dosyć częsty ^^'. Ja niestety nie należę raczej do awangardy.
Ach, widzisz, przejrzałaś mnie w sumie ^^. W dłuższych formach widać, jak wiele nie umiem i jak wiele mi nie wychodzi. Krótsze są bezpieczniejsze.
Oj, żeby być wulgarnym, nie trzeba być gimnazjalistą ^^'. Ale wiem, żem za dużo tam seksu napakowała zupełnie niepotrzebnie. A że lubię się tłumaczyć, to tak powiem, że we wszystkich moich parodiach wyśmiewam głównie to, co widziałam - a widziałam całe mnóstwo fanfików, gdzie Ślizgoni nic innego nie robią, tylko się cały czas gżą. U mnie parodia to zupełne odwrócenie normalnego fanfika, świadome robienie błędów, które popełniają inni. W sumie jeśli mówisz, że mało ff-ów czytasz, to większości nawet nie odniesiesz - a te żarty same w sobie bez odniesienia na pewno są słabe i denne ^^'. 95% motywów jest wtórnych.
"Kochany pamiętniczku" pisałam 5 lat temu i ta ostatnia scena mnie rozbawiła (bo jak to czytałam, to ledwie pamiętałam, co wtedy pisałam xD), bo mi się przypomniało, jak wtedy (końcówka gimnazjum/początek liceum) to wszystko było modne x).
"Czekoladowe żaby" nie są urwane! Są podzielone na dwie części ^^.
Mnie tam zmierzchowy hejting zwisa i też wcale nie uważam, by to była najgorsza książka wszechczasów - ale jednak nie zmienia to faktu, że inspiracja tym jest nieco łatwiejsza, kiedy wszyscy o tym mówią. Mogłabym sparodiować inne książki, tylko co z tego, skoro większość by ich pewnie nie znała, bo naprawdę rzadko się zdarza, by coś tak popularnego było tak jechane.
Widzisz, ja mam rozdzielenie na parodię i tekst humorystycznym. Parodia to absurd, to chaos i wywrócenie świata do góry nogami, a tekst humorystyczny, to tam, gdzie są żarty, gdzie jest ironia itd.
"Największe marzenie" - moje teksty nie są odzwierciedleniem moich poglądów. Rozumieć, rozumiem, ale pośmiać też się lubię ^^.
Ach, ja nie mam nic przeciwko żenującemu poczuciu humoru, skądże znowu! Sama miewam raczej żenujące, jakby tak wziąć się za analizę mojego tumblra okazuje się, że bezmyślnie rebloguję same bezmyślne rzeczy ;) Po prostu nie trawię czytania żenujących tekstów ot co. Żenujące obrazki - i like it, żenujące video - i like it, żenujące żarty - i like też, but teksty literackie... Niet, wolę coś bardziej i"yntelygenckiego", o. Ale tak poza tym, żółwik, niskoklasowe poczucie humoru (pro określenie, swoja drogą) rządzi, ot co c:
UsuńAch, ale ja się w wątkach fanfkowych odnajduję dość dobrze, lektura ocenialni&analizatorni daje dość dobre pojęcie o schematach, znam syndrom "schodzenia na śniadanie" i takie tak bardzo dobrze. A jednak tego nie kupuję, czyli najwyraźniej wina leży w mojej niechęci do tekstów literackich niskich lotów, nie
nieobyciu c:
Skoro "Kochany pamiętniczku" ma już tyle lat, to chyba rzecz rzeczywiście tkwi w przestarzałych żartach. Ale w sumie nie wiem, miałam wtedy dwanaście lat i memy internetowe to nie było coś, z czym byłam za pan brat U_U
Ocenę "Czekoladowych żab" pisałam, kiedy jeszcze były urwane, a o tym, że zostały dokończone zorientowałam sie dopiero, gdy informowałam Cię o ocenie ^^"
Ach, w sumie od tej sprawy zmierzchowego tekstu nie rozpatrzyłam - rzeczywiście, tu masz rację, parodia dowolnego harelquina nie spotkałaby się z jakimkolwiek odzewem poza "wtf". Tu masz racje całkowicie, ot co.
Wiesz, z "Największym marzeniem" było tak, że podejrzewałam u Ciebie właśnie taki stosunek, ale wiem, że większość ma zupełnie inny - wolałam pobawić się w moralizatorkę na wszelki wypadek c:
Ech, ech, nie wiem, co na to odpisać, bo z jednej strony z sensem mówisz, a z drugiej ja nadal lubię to też w literackiej (o ile można to tak nazwać xD) wersji.
UsuńW sumie to ja te wszystkie odzywki kojarzę ze szkołą "realną" i rozmowami na gg. Cały czas się kłóciłam z koleżankami, jak one mogą takich kretynizmów na poważnie używać x).
(I finalna część)
OdpowiedzUsuń"Pomnik z plastiku" to takie dwa w jednym xD. Miał być słaby i jest taki, jaki chciałam (ale niestety też jest prawdziwy, więc wcale nie potrafiłabym napisać porządnego ^^).
Uch, opisy x). Też nie bez powodu ich unikam. Jak się nauczyć pisać opisy? Bo w sumie ja z grubsza wiem, co źle robię (nie mówię, że wszędzie, oczywiście), ale jak się tego uczy?! Poprawności się nauczyłam, dialogi przeprowadzam, więc jakoś idzie, ale opisy to moja zmora... Niby dużo czytam, niby wszystko, a i tak si e zatrzymałam i do przodu nie idę.
No cóż, czytanie chronologiczne niewiele da, biorąc pod uwagę, że teksty były wstawiane różnie. Niektóre w miarę na świeżo, niektóre zupełnie nie.
Bardzo chciałabym skoczyć gdzieś wyżej, tylko albo osiągnęłam swój limit (mam nadzieję, że nie xD), albo brakuje mi czegoś, jakiegoś stopnia. Poszłabym na jakieś warsztaty, ale jak patrzę, ile to kosztuje, to mnie krew zalewa. Kiedyś prosiłam koleżankę, by mi pomagała, ale jakoś nie wyszło, za mało regularnie, sama nie wiem... Oczywiście nikt mnie nigdy nie zmieni w poetkę sypiącą z rękawa kwiecistymi metaforami, bo po prostu nie jestem tym typem, ale w tej chwili brakuje mi podstaw w kwestii opisów i spójności między opisami i dialogami.
Nie mam jak się odbić, nie mam od czego. Lubię pisać, ale nie ma co ukrywać, wątpię, by wyszło ze mnie coś więcej niż przyzwoitość. Chyba że dostałabym kopa, a że sama nawet nie wiem, co by to mogło być... No.
W ocenianiu, tak jak w betowaniu, jestem nieco lepsza. Na szczęście nie trzeba być reżyserem, by krytykować film, ani pisarzem, by krytykować książkę.
W każdym razie, gdyby wiedza o słabościach je eliminowała, to świat byłby piękny xD. Masz może jakąś końcową radę, co mogłabym zrobić, by wejść na poziom wyżej? Bo rzeczywiście stoję w miejscu już od bardzo dawna i sobie nie radzę.
Bardzo, baaardzo dziękuję za ocenę. Moja odpowiedź ma charakter opozycyjny, ale to nie znaczy, że się z Tobą nie zgadzam - bo w większości kwestii masz zdecydowaną rację. I naprawdę Twoja ocena zdecydowanie różni się od większości, jakie dostaję (oczywiście nie mówię o peanach). Bardziej Ci się podobały teksty, które innym się mniej podobały i na odwrót, co jest dla mnie niezmiernie cenne, bo dostałam uzupełnienie. Poza tym jak mi się skończy sesja, chciałam podjąć próbę pozbierania się - nie wiem jeszcze, jak to zrobię i czy mi się uda, biorąc pod uwagę, że przez ponad rok nie napisałam prawie nic - ta ocena powinna mój entuzjazm trochę podtrzymać. (Ale serio, jeśli znasz jakiś sposób, który może mi pomóc, to będę wdzięczna).
Dziękuję raz jeszcze (i przepraszam, jeśli popełniłam jakieś błędy - sesja utrzymuje mnie przy średnim stanie umysłowym, a że jutro mam egzamin, to wolałabym nie marnować czasu na czytanie tego komentarza, a wyszedł mi na długość niezły - za przemądrzanie się też przepraszam, samo ze mnie wychodzi ^^).
Pozdrawiam
Nadia
PS
Pff, limity!
Finalna część, odpowiadanie na to już wyższy level, ugh.
UsuńW kwestii opisów mogę polecić najstarszą radę pod słońcem - trzeba je pisać. Przy czym ja polecam pisanie ich nawet poza opowiadaniami, ot, siadasz i piszesz zupełnie randomowy opis czegokolwiek. Zostawiasz za sobą kwestie fabuły, dialogów, bohaterów i resztę tego tałatajstwa, istnieje only opis.
Ja na przykład zawsze lubię randomowo opisywać coś, co widziałam na ulicy i takie tam. Zazwyczaj wychodzą rzeczy totalnie bez składu i ładu, ale przecież tu nie o to chodzi. takim tekstem łatwiej jest sie bawić, niż konkretnym opowiadaniem, na łamach czegoś takiego łatwiej eksperymentować, stosować dziwaczne zabiegi, udziwniać na siłę et cetera.
Ech, problem z warsztatami znam dobrze, sama mam w swojej mieścinie jedne, za free, ale co z tego, że są całkiem spoko i mają wysoki poziom, skoro zajmują się tam prozą tylko teoretycznie -większość ludzi tam przybywa z wierszami i na liryce się warsztaty skupiają, toteż nie chodzę. A szkoda, bo mam wrażenie, że robi się takie błędne koło: nie ma prozaików->prozaicy uciekają->nie ma prozaików więc :c
Hej, jeśli chcesz, to coś tam mogę Ci pomagać or something like that. Mam już na koncie taką literacką współpracę, ale mimo to poszłybyśmy w ciemno, bo jak na razie cała ta współpraca polega na wybijaniu z głowy delikwentowi wyszukanych, totalnie niespójnych metafor i wyjaśnianiu mu, gdzie gubi podmioty i dlaczego nie powinien tego robić :c On nie ma podstaw, Ty tak i nie wiem, czy jakoś tak dam Ci radę pomóc, ale och, próbować można, a ja jestem do pomocy chętna, ot co, tym bardziej, że nie mam nic pożytecznego do roboty. W sumie wiem, co ja robiłam i robię, żeby się ruszać do przodu, może coś tam Ci pomogą te moje doświadczenia, och, why not.
Ależ ja się o opozycyjną wypowiedź nie będę obrażała, chillout. Taka mnie cieszy bardzo-bardzo, zdecydowanie wolę coś takiego, tym bardziej, że obyło się bez pojazdów i sapania, niż "yay dzięki, spoko ocenka, siema". Miło, że debiut w ocenianiu został nagrodzony tak pięknie rozbudowanym i kulturalnym komentarzem, czysta radość :B
Ja również przepraszam za błędy, ale combo wakacje&długość wypowiedzi nie sprzyja wyłapywaniu literków, pozdrawiam serdecznie i tak dalej
Ziu
PS
Limity są dla cieniasów!
Pomogłabyś? *oczy kota ze Shreka* Byłabym baaaaardzo wdzięczna ^^. To może mailem zarzucę, to się jakoś umówimy na, hmm, formę (?) pomocy: nadia91@interia.pl.
UsuńPozdrawiam!
Nadia
Nie wiem, co tu, Nadiu, napisałaś, ale aż zazdroszczę. Też bym kiedyś chciała zobaczyć taaaaaaaki komentarz pod swoją oceną. :)
OdpowiedzUsuńSkoro nie wiesz, co napisałam, to skąd wiesz, że byś chciała? :D Mogłam tam napisać stek bzdur i drugi stek tekstów typu "ja wiem lepiej" (które chyba nawet mi się udało tam umieścić Oo).
OdpowiedzUsuńZresztą lubię długie i przydatne oceny, zawsze staram się wtedy jak największy i najobszerniejszy odzew dać ^^.
Później przeczytałam, ale taka moja najzupełniej pierwsza reakcja (w dodatku we wczesnych godzinnach rannych, w końcu jeśli komentarz został opublikowany o 8:22, to u mnie była 7:22 - wredne egzaminy, które odbierają człowiekowi sen) była "Łooo, jaki długi - też taki chcę". Zresztą, trochę Cię znam, więc wiem, że bez względu na ilość argumentów przeciw i/lub ilości potakiwań, nie wszęłabyś idiotycznej pyskówy, więc mogłam z góry założyć, bez czytania, że taki komentarz bym kiedyś chciała pod swoją oceną. :)
OdpowiedzUsuńTeż tak mam. Lubię długie oceny (czytać i pisać), a i jak widać, że oceniający włożył w ocenę pracę, a nie napisał ją na odczep się, to ode mnie zawsze ma długi komentarz jak w banku. Chyba jeszcze nigdy nie skomentowałam oceny zwykłym "Dzięki za oceną, pozdrawiam [podpis]", jak to robią niektórzy. oO
Jej, Chiyo, bo się zarumienię :D.
OdpowiedzUsuńTo mnie się zdarzało tak skomentować, kiedy oceniająca obwołała mnie super-pisarką, która pisze idealnie i w ogóle supcio na supciu bez krzyny błędów ^^'. Wtedy piszę, że mi miło i że dziękuję, bo jakoś dodawanie, że najwyraźniej za mało przeczytała wydaje mi się niemiłe xD. Co Ty w takich przypadkach piszesz?
Pozdrawiam
Nadia
Za mało się pozgłaszałam do ocen do ocenialni, gdzie takie oceny mogłabym dostać. ;) Moja historia ocenowa to przede wszystkim Gildia Białego Kruka i Kompania Ocenowa, gdzie bez uwag się nie obyło. Ale teraz nadrabiam te braki, zgłaszam się do ocen, gdzie tylko uznam, że dostanę coś więcej niż "Supcio nagłóweczek - 10 punkcików", więc jeszcze się zobaczy. Ale coś w tym jest, jeśli w ocenie jest pochwała na pochwale i zero krytyki jakiejkolwiek (błędów, uwag, sugestii, czegokolwiek), to powiedzenie oceniającej, że chyba się nie wczytała dostatecznie w tekst albo że przeczytała za mało wydaje się niemiłe i dość niegrzeczne. Mogę gdybać, że gdyby taka ocena mi się trafiła, to w komentarzu spróbowałabym wypytać jej autorkę o więcej szczegółów, których w ocenie nie było: a co myślisz o wątku/postaci X, parę osób zarzuciło mi Y i co ty o tym myślisz, takie tam rzeczy. Często oceniający (zwłaszcza ci z mniejszym bagażem doświadczenia) nie zdają sobie nawet sprawy, żeby zwrócić na to uwagę, a czasami jeśli czytany blog im się bardzo podoba, to zaciera się granica między czytaniem w celu oceny a czytaniem dla przyjemności - i wtedy takie pytania pomocnicze w komentarzu mogą nam pomóc wyciągnąć więcej informacji. Ale to tylko moje gdybanie, jeszcze mnie czeka ocena pt. "piszesz idealnie, zero błędów, w ogóle zazdroszczę i uwielbiam, i będę teraz twoją fanką". ;)
UsuńNo ja do tej pory mam prawie 40 ocen na Nadiowych, a przecież na Enseleme, Rimaverre, nie mówiąc już o Laurze, miałam jeszcze więcej xD. Różne rzeczy mi się zdarzały, czasami bardziej, czasami mniej z mojej winy ^^.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nadia
Wiem. Kiedy szukam ocenialni i chcę sprawdzić, czy dana jest warta uwagi, zazwyczaj trafiam na ocenę któregoś z Twoich blogów i ich lektura pomaga mi w podjęciu decyzji. ;)
UsuńHahaha, no tak x). To ma sens :D.
UsuńHm... nie wiem jak Przysięgli, ale mam problem z dogadaniem się z "Księgą Wniosków", a mianowicie nie można dodać komentarza.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńOkej, wyczytałam, że Blogspot ma podobno teraz problem z wstawianiem komentarzy do stron nieruchomych. Zgłoszeń napisanych pod postami nie przyjmujemy, jednak udało mi się wstawić do Księgi Wniosków działający link odnoszący petentów do innej strony - zgłoszenia będą przyjmoane tam.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za kłopot i dziękuję za uświadomienie mnie o jego egzystencji.
Z pozdrowieniami,
Witam! Weszłam i zauważyłam, że jestem pierwsza w kolejce. Przyszłam zatem powiedzieć, że wprawdzie ostatni wpis na moim blogu jest, hm, o wiele starszy niż miesiąc, ale blog nie jest porzucony. I porzucony nie będzie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za uwagę i pozdrawiam.
Pierwsza w kolejce czyjej?
UsuńMojej, mojej.
UsuńProszę się nie przejmować, ja wszystko wiem i pamiętam ze zgłoszenia. :)